Święto „muzyki świata” zakończyło się w sobotę burzą braw. Publiczność tańczyła i skakała, a podczas ostatniego utworu wtargnęła na scenę. Świetny był nie tylko Keita, słusznie nazywany „złotym głosem Afryki”, ale i jego trzej bębniarze, dwie chórzystki, gitarzysta i instrumentalista grający na kamale ngoni.
Początek nie zapowiadał tak udanego występu. Po półtoragodzinnym opóźnieniu Malijczyk wszedł na scenę, w wymownym geście padł na kolana, złapał za mikrofon, a z głośników, zamiast jego głosu, dobiegło przykre dla ucha rzężenie.
[srodtytul]Sabotaż akustyków?[/srodtytul]
Nie pierwszy raz na 6. Skrzyżowaniu Kultur coś brzmiało nie tak, jak powinno. Walka artystów z nagłośnieniem trwała właściwie od pierwszego afrykańskiego poniedziałkowego koncertu.
Mozambicko-portugalska Grupa Cacique’97 ledwo się obroniła. Jej afrobeat nie był obiecaną „bronią przyszłości”, a zewem przeszłości. Ale klekoczący rytm i precyzyjne wejścia dęciaków zdołały przemówić do słuchaczy. Zduszony dźwięk nie przeszkadzał w zabawie.