Redman, czołowy przedstawiciel pokolenia „Młodych Lwów” z lat 90., a dziś wybitny saksofonista, kompozytor, lider a przede wszystkim niestrudzony poszukiwacz nowych form improwizacji, przyjechał na Zadymkę dwa lata po występie na festiwalu Jazz nad Odrą we Wrocławiu. Na scenę wkroczył z tym samym kontrabasistą Reubenem Rogersem, ale z innym perkusistą Gregorym Hutchinsonem. Mniej finezyjnym, ale bardziej dynamicznym, co wyraźnie wpłynęło na zmianę brzmienia zespołu.
Koncert rozpoczął się od kompozycji Redmana dedykowanej właśnie perkusiście „Hutchhiker’s Guide” z płyty „Compass”, jak dotąd ostatniej w repertuarze saksofonisty. Ale tuż przed koncertem powiedział „Rzeczpospolitej”, że niebawem ukaże się nowy, koncertowy album. Rozkołysany rytm tematu wprowadził publiczność w dobry nastrój i przygotował na znacznie szybsze tempo i ekspresyjne solówki w drugim temacie „East of the Sun (and West of the Moon)” pochodzącym z wcześniejszego albumu „Back East” (2007).
Joshua Redman po mistrzowsku dawkował emocje. Chwilę później pozwolił odetchnąć w nastrojowym temacie „Ghost”. Wstęp zagrał sam kontrabasista, a solówka saksofonu sopranowego, najpierw łagodna, nabrała drapieżnego tonu w finale. Nawet w balladach słychać, że w Redmanie drzemie lew, który sprawia, że nawet w melodyjnych frazach czają się dzikie nuty.
Kiedy Amerykanin naprawdę wpada w trans i wydmuchuje tysiące dźwięków na minutę zamienia się w tancerza. W bielskim Klubie Klimat momentami balansował na jednej nodze, kucał, pochylał się, a na koniec solówki odskakiwał od saksofonu jak oparzony. Tylko standard „Sophisticated Lady” mógł dać wytchnienie muzykom i publiczności. W muzyce Joshuy Redmana słychać wpływy największych saksofonistów: Sonny’ego Rollinsa i Johna Coltrane’a. Podczas gdy pierwszy jest jego przewodnikiem w poszukiwaniu nowych form improwizacji, drugi przypomina mu, że najważniejsze w jazzie są emocje.
Przed triem Redmana na scenie Klubu Klimat wystąpił kwintet perkusisty Tomka Grochota, który w ubiegłym roku wydał album „My Stories”. Jak na płycie tak i w Bielsku-Białej gościnnie zagrał amerykański trębacz Eddie Henderson. Jego wyraziste brzmienie zdominowało koncert, ale nasi muzycy: saksofonista Maciej Sikała i pianista Dominik Wania pokazali, że nie odstępują od klasowych, amerykańskich jazzmanów. Zespół zagrał jazz głównego nurtu z ciekawymi improwizacjami. Interakcje pomiędzy Hendersonem i Sikałą utrzymywały publiczność w napięciu, a podnosił je intensywny rytm Grochota. Warto było wsłuchać się w solówki Dominika Wani, który wyrasta na naszego czołowego pianistę.