Reklama

Terrence Malick zaszokował festiwalową publiczność

Artyści eksperymentują z formą, by wywołać najsilniejsze emocje

Aktualizacja: 18.05.2011 12:46 Publikacja: 17.05.2011 01:02

Terrence Malick zaszokował festiwalową publiczność

Foto: ROL

Korespondencja z Cannes

Tak zdezorientowanych krytyków nie widziałam w Cannes od lat. Gdy po pokazie prasowym dziesiątki dziennikarzy telewizyjnych łapały widzów z prośbą o wypowiedź, ci na ogół rozkładali bezradnie ręce. Arcydzieło czy kicz? – to pytanie najczęściej słychać było w kuluarach Pałacu Festiwalowego.

Zobacz galerię zdjęć

Terrence Malick mierzy się w „Drzewie życia" ze wszystkim, co w życiu najważniejsze. Narodzinami, miłością, dzieciństwem, szczęściem, rozpaczą, śmiercią. A także z naturą i wiecznością. Bohater filmu Jack O'Brien odniósł sukces jako architekt, ale wśród wieżowców ze stali i szkła zaczyna czuć się zagubiony. Wraca myślami do świata, w którym wyrósł: do autorytarnego ojca, wspaniałej, kochającej matki, młodszych braci. Spokojna z pozoru rzeczywistość Teksasu z przełomu lat 50. i 60. pełna jest napięć i agresji, konfliktów, jakie towarzyszą życiu rodzinnemu i dorastaniu. A nad wszystkim unosi się tragedia – śmierć jednego z braci, Jacka, która każe bliskim zmierzyć się z Bogiem. Spytać: Dlaczego? Gdzie wtedy byłeś?

W tym filmie wspomnienia z lat 50. są częścią wieczności, Malick wplata je w wizje przedpotowych dinozaurów i strzelistych domów. Ale także w to, co dzieje się w naszym umyśle, gdzie zakodowane jest doświadczenie wszechświata. A więc kicz czy arcydzieło? Może zresztą ani jedno, ani drugie. Może film, w którym każdy znajdzie cząstkę własnego niepokoju, a także pytania o to, jakie młodzieńcze marzenia pogrzebał, jak zmierzył się ze śmiercią tych, po których odejściu wali się świat.

Reklama
Reklama

– Ten film był dla Terrence'a bardzo osobisty – mówi odtwórczyni roli matki, wyrastająca na wielką gwiazdę kina Jessica Chastain. – I taki też stał się dla nas wszystkich.

Malick jest legendą kina. Pochodzące z lat 70. „Badlands" i „Niebiańskie dni" uczyniły z niego reżysera kultowego. Przygotowywał następną produkcję „Q, czyli początek świata", gdy nagle wyjechał z Hollywood. Wrócił po 20 latach, by zrobić film o koszmarze wojny „Cienka czerwona linia" (siedem nominacji do Oscara). Potem sięgnął po bajkę o Pocahontas, zamieniając ją w „Podróż do nowego świata" – mądrą opowieść o zderzeniu kultur. W „Drzewie życia" eksperymentuje z formą, sięga do granic sztuki filmowej.

Oryginalnym twórcą jest również francuski reżyser Michel Hazanavicius. W „Artyście" sportretował gwiazdora kina niemego, który po pojawieniu się dźwięku w 1929 roku traci pozycję i staje się nikim. To film o człowieku spadającym z Olimpu na dno, o upokorzeniu i wielkiej życiowej przegranej. Coś w rodzaju amerykańskiego „Portiera z hotelu Atlantic".

„Artysta" jest filmem czarno-białym i niemym; dialogi, jak w początkach kina, zastępują napisy. Dźwięk pojawia się bardzo rozważnie, a pierwsze słowa padają z ekranu dopiero w ostatniej minucie. Ale ten utrzymany w tonie starego melodramatu obraz po raz kolejny uzmysławia, jak ogromną porcję emocji można przekazać bez zbędnej paplaniny. I właśnie wiara w siłę emocji łączy go z filmem Malicka.

 

 

Reklama
Reklama

 

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Patronat Rzeczpospolitej
„Biały Kruk” – trwa nabór do konkursu dla dziennikarzy mediów lokalnych
Kultura
Unikatowa kolekcja oraz sposoby jej widzenia
Patronat Rzeczpospolitej
Trwa nabór do konkursu Dobry Wzór 2025
Kultura
Żywioły Billa Violi na niezwykłej wystawie w Toruniu
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama