Robert Smith w panteonie sławy

The Cure i Roxy Music trafią 29 marca do Rock and Roll Hall of Fame. The Cure wyda też płytę i zagra na festiwalach.

Aktualizacja: 20.03.2019 17:43 Publikacja: 20.03.2019 17:43

Robert Smith (z prawej, na pierwszym planie) w swoim nieodłącznym makijażu

Robert Smith (z prawej, na pierwszym planie) w swoim nieodłącznym makijażu

Foto: Universal Music Polska

Wprowadzenie do rockandrollowego pantenonu sławy to jedno z najbardziej prestiżowych muzycznych wyróżnień, które w zeszłym roku spotkało Ninę Simone (pośmiertnie), Dire Straits i The Moody Blues.

Pomysłodawcą był jeden z najsłynniejszych wydawców Ahmet Ertegun, opiekun m.in. Led Zeppelin, szef firmy Atlantic. Wraz z kilkoma prominentnymi postaciami, m.in. wydawcą magazynu „Rolling Stone” Jannem Wannerem, powołał w 1983 r. fundację. Wyjątkowe w wyróżnieniu jest to, że przyznają je osoby z branży, lecz nie artyści, co pozwala wyzwolić się ze środowiskowych układów typowych dla Oscarów i Grammy.

Kosmos nad jeziorem

Gale odbywały się od 1986 r. w nowojorskim Waldorf-Astoria Hotel, ale od początku było wiadomo, że fundacja stworzy również muzyczne muzeum. O tym, gdzie zostanie zbudowane, zdecydowali 600 tysiącami głosów uczestnicy ankiety „US Today” w 1986 r. Za lokalizacją w Cleveland przemawiało również to, że włodarze miasta przeznaczyli na inwestycję 65 mln dolarów.

Otwarcie obiektu nad jeziorem Erie o kubaturze 15 tysięcy metrów kwadratowych, złożonego ze szklanej piramidy i kosmicznej wieży, odbyło się w 1993 r. Od tego czasu, by ułatwić przybycie artystom i promować imprezę w całej Ameryce, uroczystości odbywały się też w Los Angeles.

Od zeszłego roku gale goszczą na zmianę w Cleveland i w Nowym Jorku. Przynoszą coroku kilkadziesiąt milionów dolarów w postaci wpływów z biletów i reklam. Nie ma się co dziwić: podczas pierwszej Chucka Berry’ego wprowadzał do panteonu Keith Richards, a Raya Charlesa – Quincy Jones. Potem laudację dla The Beatles wygłosił sam Mick Jagger: była bardzo osobista i pikantna.

Gala nie jest łatwym przedsięwzięciem i wymaga wielu dyplomatycznych zabiegów, zwłaszcza gdy artyści są skłóceni. A i tak Axl Rose nie zaszczycił swoją obecnością kolegów z Guns N’ Roses, z Deep Purple zaś nie było Ritchiego Blackmore’a. Bywa jednak i tak, że gdy uda się doprowadzić do spotkania muzyków, zespół wraca do koncertowania lub też chce comeback ogłosić światu podczas gali.

Tak też będzie w tym roku z The Cure, których wprowadzi do panteonu Trent Reznor. Laudację dla Def Leppard wygłosi Brian May z Queen, a dla Radiohead – David Byrne. W najtrudniejszej sytuacji znajdzie się Janet Jackson po premierze dokumentu stawiającego zarzuty pedofilii jej bratu Michaelowi.

Można zapytać, co w panteonie robią osoby niegrające rock and rolla. Ale to pytanie warto było stawiać, gdy w czasach dominacji popu postanowiono promować uroczystość udziałem Madonny.

Pozytywny rozpad

The Cure długo czekało na wyróżnienie i jak rzadko który zespół nowej fali zasłużył na nie. Grupa jest już obecna na rockowej scenie od czterech dekad. Spośród zespołów brytyjskich powstałych na przełomie lat 70. i 80. tylko Depeche Mode osiągnęli większą sławę i lepsze wyniki sprzedaży.

To zasługa charakterystycznego brzmienia grupy – na zmianę melancholijnego i radosnego, jak zmienia się samopoczucie lidera Roberta Smitha. I tylko oryginalny wizerunek lidera, czyli rozwichrzona fryzura i nowofalowy makijaż, pozostaje bez zmian. To wręcz symbole depresyjnej osobowości Smitha.

The Cure nagrał debiutancki singiel „Killing Arab” w 1978 r. Kompozycja powstała na kanwie sceny morderstwa z opowiadania Alberta Camusa „Obcy”. Problematyka egzystencjalna do dziś pozostaje głównym wątkiem tekstów. Na pierwszym albumie „Three Imaginary Boys” znalazł się przebój „Boys Don’t Cry”, którego ironiczny refren: „Chłopaki nie płaczą”, spotkał się w Polsce z niebywałym odzewem. Zawdzięczamy mu tytuł płyty T.Love, książki Krzysztofa Vargi i filmu Olafa Lubaszenki.

Na początku The Cure koncertował z Joy Division i nawiązał muzyczną przyjaźń z Siouxie And The Bunshees. Przez dłuższy czas Robert Smith występował w obu grupach. Z płyty na płytę jego twórczość stawała się coraz mroczniejsza. Albumy „Faith” czy „Pornography” stały się symbolami rockowej dekadencji początku lat 80. Komercyjnym ruchem było wydanie płyty z singlowymi piosenkami „Japanese Whispers”.

Opus magnum zespołu jest „Desintegration” z 1989 r. z „Lovesong”. Depresja lidera obrodziła pięknymi balladami, a wśród nich znalazła się słynna „Lullaby”. Jej wykonanie zapadło w pamięć fanom, którzy oglądali pierwszy koncert zespołu w Katowicach w listopadzie 1996 r.

The Cure kiedyś ograniczający się do ascetycznych, czarno-białych reflektorów wystąpił wówczas na tle pajęczyny z poszarpanego jedwabiu. Pajęczą sieć tworzyły również lasery, z których ciężko było się wyplątać Robertowi Smithowi.

Blisko Polski

Od kilku lat Robert Smith jest jednym z najbardziej docenianych klasyków rocka. W 2018 r. w czterdziestolecie debiutu The Cure grupa była gwiazdą letniego koncertu w londyńskim Hyde Parku, na którym wystąpiły również zespoły Goldfrapp, Interpol, Editors kontynuujące tradycje „zimnej fali”. Robert Smith szefował także alternatywnemu festiwalowi Meltdown z udziałem Placebo, Mogwai i Deftones.

– Zobaczyłem tyle nowych kapel, przesłuchałem ich muzykę i to wszystko zainspirowało mnie do stworzenia czegoś nowego. Tak więc za sześć tygodni zakończymy pracę nad pierwszym od ponad dziesięciu lat albumem – powiedział w grudniu.

Byłaby to pierwsza studyjna płyta od wydanego w 2008 „4:13 Dream”.

Z realizacją obietnic Smitha różnie bywało, pewne jest, że The Cure uczci 30. rocznicą premiery płyty „Desintegration” wieloma koncertami, w tym finałowym podczas największego europejskiego festiwalu w Glastonbury 30 czerwca.

Światowa trasa rozpocznie się 21 marca w Kapsztadzie, pod koniec maja obejmie cztery koncerty w Sydney Opera. Zamknie ją występ 23 sierpnia podczas paryskiego Rocka nad Sekwaną.

Najbliżej nas The Cure zagra podczas Roskilde (6 lipca) i na festiwalu Kolory Ostrawy (18–20 lipca).

Wprowadzenie do rockandrollowego pantenonu sławy to jedno z najbardziej prestiżowych muzycznych wyróżnień, które w zeszłym roku spotkało Ninę Simone (pośmiertnie), Dire Straits i The Moody Blues.

Pomysłodawcą był jeden z najsłynniejszych wydawców Ahmet Ertegun, opiekun m.in. Led Zeppelin, szef firmy Atlantic. Wraz z kilkoma prominentnymi postaciami, m.in. wydawcą magazynu „Rolling Stone” Jannem Wannerem, powołał w 1983 r. fundację. Wyjątkowe w wyróżnieniu jest to, że przyznają je osoby z branży, lecz nie artyści, co pozwala wyzwolić się ze środowiskowych układów typowych dla Oscarów i Grammy.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?