Nosowska to typ niepoprawnego wrażliwca, który nawet spacerując po rzeźni, znajdzie w niej np. intrygującą grę kolorów. Fakt ten czyni z niej artystkę, ale jednocześnie zamyka ją w dość klaustrofobicznym kręgu własnych traum i neuroz. Na całej płycie wirują więc „blizny po pocałunkach", „rany kłute" czy „bulimiczne serca zwracane na podłogę", układając się w ponury kolaż kobiecej depresji. Napisane są świetnie, Nosowska wyśpiewuje je z wyjątkową charyzmą, ale ktoś, kto przypadkiem nie jest skrzywdzoną kobietą, może mieć problem z przebrnięciem przez tę godzinną dawkę psychicznych skaryfikacji.
Ale to jego kłopot. Nosowska z Marcinem Macukiem po raz kolejny udowadniają na „8", że są już instytucją. Oboje zbudowali spójny materiał, bardzo zgrabnie powiązany z tekstami, co momentami daje poczucie słuchania soundtracku do jakiegoś lekko psychodelicznego spektaklu. Muzycznie nic tu specjalnie nie oszałamia – czasem mamy do czynienia z niezbyt nowoczesną, klubową elektroniką, kiedy indziej wdziera się klimat całkiem zwyczajnej rockowej piosenki...