Reklama
Rozwiń

Chciałbym odwiedzać setki krewnych

O zrujnowanej Nibylandii, nielicznych śladach dawnego stylu życia i zagadkowym opętaniu mówi autor „Anagramów z Warszawy" – kryminalnej opowieści kabalistycznej rozgrywającej się w getcie w latach 1940 – 1941. Z Richardem Zimlerem rozmawia Katarzyna Czarnecka.

Publikacja: 18.11.2011 15:43

Richard Zimler

Richard Zimler

Foto: Materiały Organizatora

we­go cza­su kon­tro­wer­sje wzbu­dził film „Ży­cie jest pięk­ne". Jesz­cze więk­sze np. ko­miks „Maus". Czy pa­na książ­ka ma być ko­lej­ną pró­bą nie­ste­re­oty­po­we­go mó­wie­nia o Ho­lo­cau­ście?

Richard Zimler:

Nie by­ło mo­im za­my­słem na­pi­sa­nie książ­ki nie­ste­re­oty­po­wej, jak­kol­wiek oczy­wi­ście chcia­łem, aby by­ła nie­zwy­kła. Mia­ła stać się opi­sem co­dzien­ne­go ży­cia w get­tach utwo­rzo­nych przez na­zi­stów. Przez ca­łe ży­cie czy­ta­łem wie­le na te­mat Ho­lo­cau­stu, wie­dzia­łem jed­nak bar­dzo nie­wie­le o get­tach. Im wię­cej o nich czy­ta­łem, tym bar­dziej ja­wi­ły mi się ja­ko „ży­dow­skie wy­spy" od­cię­te od świa­ta. Ten ob­raz mnie za­fa­scy­no­wał. Moi krew­ni prze­by­wa­li w ta­kich miej­scach, za­nim wy­sła­no ich do obo­zów śmier­ci – głów­nie w Brze­zi­nach, w Ło­dzi, i w War­sza­wie – dla­te­go zbie­ra­nie ma­te­ria­łów do książ­ki sta­ło się dla mnie po­szu­ki­wa­niem in­for­ma­cji na te­mat ostat­nich lat ich ży­cia.

Jed­no­cze­śnie chcia­łem tak­że zgłę­bić lo­sy star­sze­go czło­wie­ka, psy­chia­try Eri­ka Co­he­na po­wra­ca­ją­ce­go do mia­sta, w któ­rym nie ma już je­go przy­ja­ciół ani bli­skich. Je­stem bar­dzo za­in­te­re­so­wa­ny tym, w ja­ki spo­sób je­ste­śmy w sta­nie od­na­leźć w so­bie od­wa­gę, by żyć da­lej, po tym, jak do­tknę­ła nas ogrom­na tra­ge­dia. Są­dzę, że to bar­dzo waż­ny te­mat.

Swo­ją dro­gą film „Ży­cie jest pięk­ne" nie po­do­bał mi się. Nie uzna­łem go za za­baw­ny, a hi­sto­ria, któ­rą opo­wia­da, wy­da­ła mi się nie­wia­ry­god­na. Wy­sze­dłem z ki­na w po­ło­wie.

Reklama
Reklama

Czy pana powieść jest taka, jaka miała być od początku?

Nie. Kiedy zacząłem pisać, książka się zmieniła. Z początku patrzyłem z perspektywy Erika Cohena, który kiedy wraca do Warszawy stwierdza: „Jestem martwym człowiekiem". Miała to być metafora – ten człowiek stracił bliskich i swój zawód, nie miał więc powodu, by żyć dalej. Gdy tylko to napisałem, doznałem jednak olśnienia: Erik faktycznie był martwy. Był tym, co w tradycji żydowskiej nazywamy ibbur – duchem, który przebywa na tym świecie po to, aby wypełnić swój obowiązek lub zadanie, którego nie udało mu się zrealizować za życia. Ale jaki był ten obowiązek? Dlaczego nadal przebywał w naszym świecie? Chciałem się tego dowiedzieć, nie miałem jednak pojęcia!

Pisząc dalej, przekonałem się, że poczyniłem doskonałe założenie. W końcu Holocaust pozbawił życia trzy miliony polskich Żydów, zatem stworzenie postaci ducha jest tu jak najbardziej na miejscu. Dodatkowo, czytelnicy, dowiadując się już na wstępie, że Erik to ibbur, zaczynają zastanawiać się, w jaki sposób stracił życie. Borykają się więc z intrygującą zagadką.

Uważałem również, że śmierć Erika może sprawić, że „Anagramy z Warszawy" staną się książką bardzo poruszającą, że czytelnicy nabiorą do niego szacunku i sympatii. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Uro­dził się pan w USA, 20 lat te­mu prze­niósł się pan do Por­tu­ga­lii. Czy miesz­ka­nie w Eu­ro­pie zmie­ni­ło ja­koś pa­na wi­dze­nie Ho­lo­cau­stu?

Od­czu­wam go naj­bar­dziej tam, gdzie po­pu­la­cja ży­dow­ska zo­sta­ła zdzie­siąt­ko­wa­na. W mia­stach ta­kich jak War­sza­wa kul­tu­ra ży­dow­ska kwi­tła przed II woj­ną świa­to­wą. Funk­cjo­no­wa­ły te­atry, stu­dia fil­mo­we, re­stau­ra­cje, ka­wiar­nie, rzeź­nie, pie­kar­nie, szko­ły, klu­by sza­cho­we, pły­wac­kie, jaz­zo­we... Ca­ły ten styl ży­cia znik­nął, po­zo­sta­wia­jąc po so­bie bar­dzo nie­licz­ne śla­dy. Spa­ce­ru­jąc po War­sza­wie, w pew­nym sen­sie czu­ję się oto­czo­ny tym, co mo­gło­by być. Czę­sto za­sta­na­wiam się, czy Pol­ska, Cze­chy, Wę­gry by­ły­by dziś in­ne, gdy­by na­dal mia­ły swo­ją ży­wą spo­łecz­ność ży­dow­ską.

Reklama
Reklama

Na po­zio­mie bar­dziej ego­istycz­nym miesz­ka­nie i po­dró­żo­wa­nie po Eu­ro­pie spra­wia, że za­sta­na­wiam się, jak zmie­ni­ło­by się mo­je ży­cie, gdy­bym miał set­ki krew­nych w Pol­sce. Są­dzę, że by­ło­by wspa­nia­le ich od­wie­dzać.

Zaś antysemityzm utrzymujący się na Starym Kontynencie sprawia, że myślę o tym, czy ludzie uczą się czegokolwiek dzięki historii. Czy jesteśmy zbyt powierzchowni i głupi, aby zrozumieć lekcję, jakiej udzielił nam Holocaust?

Czytaj więcej w Życiu Warszawy

we­go cza­su kon­tro­wer­sje wzbu­dził film „Ży­cie jest pięk­ne". Jesz­cze więk­sze np. ko­miks „Maus". Czy pa­na książ­ka ma być ko­lej­ną pró­bą nie­ste­re­oty­po­we­go mó­wie­nia o Ho­lo­cau­ście?

Richard Zimler:

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
Kultura
Polka wygrała Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie. Plakat ma być skuteczny
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Kultura
Biblioteka Książąt Czartoryskich w Krakowie przejdzie gruntowne zmiany
Kultura
Pod chmurką i na sali. Co będzie można zobaczyć w wakacje w kinach?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama