Oto przykład, jak czasem rozmijają się gusty krytyków i publiczności. Pierwsi uważają, że „Dziadek do orzechów" to najsłabszy z trzech baletów, do których muzykę skomponował Piotr Czajkowski. A u widzów od ponad 110 lat cieszy się on niesłabnącym powodzeniem. Niezmiennie pod koniec roku pojawia się na scenach, jako że istotne znaczenie dla akcji mają prezenty, jakie w wigilijny wieczór otrzymały dzieci.
W warszawskim przedstawieniu będzie nieco inaczej.
– Bardziej odpowiada mi wersja, która akcję pozwala umieścić w dzień św. Mikołaja – opowiada „Rz" choreograf Toer van Schayk. – Rozwiązuje to trudny problem dla realizatora: jak w dalszych scenach pozbyć się olbrzymiej choinki z bombkami, która powinna stanąć na początku. Na szczęście w Polsce – podobnie jak w Holandii – dzieci także są obdarowywane na Mikołajki.
Toer van Schayk to jedna z wielkich postaci holenderskiego baletu, od pół wieku związany ze słynnym Het Nationale Ballet. Wayne Eagling był przed laty gwiazdą Royal Ballet w Londynie, obecnie jest dyrektorem artystycznym English National Ballet. Swą wspólną wersję „Dziadka do orzechów" zrealizowali już w Londynie, Amsterdamie i Helsinkach. Za każdym razem dbają, by akcja rozgrywała się w mieście, w którym spektakl powstał, więc teraz nie zabraknie warszawskich akcentów.
Spektakl powinien zadowolić dorosłych, zwłaszcza tych, którzy lubią balet klasyczny. I jednocześnie będzie w nim wiele atrakcji dla dzieci. Bohaterowie tego „Dziadka do orzechów" podróżują dziwną maszyną po świecie pełnym niespodzianek i atrakcji, a na ich drodze stają groźne zwierzęta.