Reklama
Rozwiń

Maciej Tubis opowiada o magii tworzenia muzyki na żywo

Rozmowa z Maciejem Tubisem, pianistą, kompozytorem, liderem Tubis Trio. Koncert tria odbędzie się w niedzielę 29 stycznia o godz. 20 w radiowej Trójce, a dzień później w katowickim klubie Hipnoza

Aktualizacja: 29.01.2012 18:39 Publikacja: 28.01.2012 00:01

Maciej Tubis

Maciej Tubis

Foto: rp.pl, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

"Rz": Co pana – muzyka wykształconego klasycznie – przyciągnęło do jazzu?

Maciej Tubis:

Wolność twórcza, jaką daje ta muzyka. Klasyka jest odtwarzaniem tego, co już było. Profesorowie mówili mi: zagraj wreszcie ten utwór normalnie tak, jak został napisany. A ja za każdym razem coś zmieniałem, powtarzalność mnie irytowała. Najważniejsze dla mnie jest przekazywanie emocji. Przeżywam głęboko każdy koncert, cieszę się, że mogę grać na żywo. Niektórym muzykom przeszkadza złe nagłośnienie, sala, publiczność, która rozmawia w klubie. Ja skupiam się wyłącznie na muzyce, chwytam spontaniczność chwili. A publiczność ulega tej magii spotkania na żywo z twórcą.

Jakie były początki Tubis Trio?

O założeniu takiej formacji tria, z którą wykonywałbym własne utwory marzyłem nawet wtedy, kiedy nie potrafiłem jeszcze grać jazzu. Zespół powstał w 2004 r., a od trzech lat działamy w niezmienionym składzie z kontrabasistą Marcinem Lamchem i perkusistą Przemkiem Pacanem. Razem nagraliśmy abum „Live in Luxembourg".

Zaskakujące, że polski zespół zadebiutował płytą wydaną za granicą.

Mieliśmy szczęście zagrać w słynnej sali imienia Roberta Kriepsa w Luksemburgu, gdzie występują sławy. Są tam znakomite warunki akustyczne i chociaż zarejestrowaliśmy koncert tylko po to, żeby potem posłuchać go we własnym gronie, nagranie okazało się bardzo dobre technicznie, a występ uznaliśmy za udany. Kiedy tylko znalazł się wydawca, zdecydowaliśmy, że to będzie nasz debiut płytowy.

Jak przygotowujecie się do występów?

Muzyka naszego tria powstaje na żywo. Dajemy sobie swobodę w podejściu do tematu, ale improwizacje muszą być przystępne dla słuchaczy. Utwory wykonujemy tak, jakby właśnie miały swoją premierę. Prób właściwie nie robimy, również z powodu problemów logistycznych, bo każdy z nas mieszka w innym mieście. Na każdy występ przygotowuję nowe utwory, ale mam świadomość, że komponuję za mało. To dlatego, że dajemy niewiele koncertów, a ja nie piszę do szuflady.

Jaka muzyka pana inspiruje?

Stosunkowo mało słucham amerykańskiego mainstreamu, bo jest dużo interesującego jazzu europejskiego. Moim odkryciem jest norweskie Helge Lien Trio, fortepianowe i akustyczne, które jednak potrafi brzmieć inaczej. Muzycy coś zmieniają w harmoniach, a przy tym grają melodyjnie. Cenię Tingvall Trio, kiedyś inspirował mnie Esbjörn Svensson i jego trio e. s. t. Kiedy usłyszałem ich album „From Gagarin's Point of View", pomyślałem, że to jest moja koncepcja muzyki, a ktoś mnie wyprzedził. Uwielbiam Torda Gustavsena, ale z płyt. Z amerykańskich zespołów coś nowego proponują The Bad Plus. Słuchałem ich na festiwalu w Kaliszu, stałem pod ścianą i ich muzyka mnie w tę ścianę wgniotła. Jest tam perkusista z nieprawdopodobną energią. Na tym festiwalu usłyszałem też Yarona Hermana, mocno poruszył moje emocje, choć grał bardzo subtelnie. Nie mogę nie wspomnieć o muzyce klasycznej i współczesnej, ona również ma wpływ na mój styl. Z tych elementów, jak z klocków mogę układać coś swojego.

Pamięta pan pierwszą płytę jazzową w swoich zbiorach?

To była „Exclusively For My Friends" Oscara Petersona. Wtedy jeszcze siedziałem głęboko w klasyce. Spisywałem sobie z tej płyty solówki. Potem przeżyłem okres fascynacji fusion, na festiwalu Jazz Juniors grałem na elektronicznej klawiaturze i kręciłem gałkami, ale to nie trwało długo.

Kusi pana poszerzenie składu tria?

Myślę o zapraszaniu innych muzyków. Na razie nagraliśmy utwór razem z wokalistką Joanną Kondrat na jej płytę „Samosie". Joanna będzie naszym gościem w Trójce.

Zaintrygowała mnie wasza interpretacja kompozycji Komedy na festiwalu jego twórczości w Karolinie. Jak znaleźliście własny klucz do tych interpretacji?

To wydarzyło się na scenie, przed publicznością. Zagraliśmy na żywca „Kołysankę" z filmu „Rosemary's Baby", temat „Nim wstanie dzień" i „Ballad for Bernt". Przesłuchałem potem nagranie i bardzo mi się podobała „Kołysanka", bo choć mieliśmy jakąś koncepcję na ten utwór, wyszła zupełnie inaczej. Były emocje i silny przekaz. Jestem chyba jednym z nielicznych jazzmanów, którzy analizują własne nagrania.

Czego pan sobie życzy w tym roku?

Więcej koncertów. Gra nam się ze sobą tak dobrze, że zespół szybko się rozwija. Mogę zdradzić, że w niedzielę w Trójce wykonamy utwór Gotye'go „Somebody That I Used To Know" okupujący od kilku miesięcy pierwsze miejsce na Liście Przebojów Programu Trzeciego.

- Rozmawiał Marek Dusza

"Rz": Co pana – muzyka wykształconego klasycznie – przyciągnęło do jazzu?

Maciej Tubis:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Kultura
Biblioteka Książąt Czartoryskich w Krakowie przejdzie gruntowne zmiany
Kultura
Pod chmurką i na sali. Co będzie można zobaczyć w wakacje w kinach?
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta