Rozmowa z Juliette Binoche

Juliette Binoche opowiada Barbarze Hollender, dlaczego postanowiła zagrać w filmie "Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej

Aktualizacja: 13.02.2012 17:20 Publikacja: 13.02.2012 17:05

Juliette Binoche

Juliette Binoche

Foto: kino świat

Jest pani znana ze starannego wybierania ról. Co panią zaintrygowało w propozycji otrzymanej od Małgorzaty Szumowskiej?

Juliette Binoche:

O prostytucji wśród studentek pisze się i mówi coraz więcej. Ludzie się zastanawiają, jak to się dzieje, że młoda, inteligentna kobieta zaczyna sprzedawać własne ciało – czasem żeby przeżyć, a czasem żeby zapewnić sobie pewien luksus. Anna, dziennikarka, którą gram, chce przygotować na ten temat materiał i umawia się z dwiema takimi studentkami. Spodziewa się rozmów z ofiarami. Ale nie spotyka niewolnic, którym alfons zabiera 80 procent zarobków, tylko wyzwolone młode kobiety, na dodatek czerpiące ze swojego procederu przyjemność. Anna czuje się tak, jakby dostała pięścią w twarz.

Zobacz fotosy z filmu sponsoring

A jednak to nie Polka Alicja i Francuzka Charlotte są głównymi bohaterkami filmu, lecz właśnie dziennikarka, którą pani gra.

Bo rozmowy z dziewczynami sprawiają, że Anna zaczyna się zastanawiać nad własnym życiem, nad wolnością i spełnieniem. Zaczyna pytać siebie, czym jest miłość? Czym jest związek? Ma w społeczeństwie wysoką pozycję, o jakiej dziewczyny marzą. Ale czy rzeczywiście jest szczęśliwa? "Sponsoring" nie daje prostych odpowiedzi.

Dla mnie najmocniejszą sceną filmu wcale nie jest ta, w której klient brutalnie gwałci jedną z dziewczyn, lecz ta, w której Anna próbuje uwieść własnego męża i okazuje się, że jest już za późno. Uczucie umarło.

Tak, choć rodzina dobrze funkcjonuje, między nimi nie ma już ani czułości, ani namiętności. Po 20 latach małżeństwa, kiedy wpadasz w rutynę i myślisz wyłącznie o własnych sprawach, seks staje się tylko elementem kontraktu. Przestaje być magią, jaką był na początku związku. Ten film jest również o tym.

Zagranie takiej roli jak w "Sponsoringu" wymaga odwagi.

Największą odwagą wykazałam się dawno temu, gdy podjęłam decyzję, że zostanę aktorką. Szczerość, nawet bolesna, jest tu częścią kontraktu. Teraz staram się być konsekwentna.

Poza francuskimi reżyserami współpracowała pani też z Małgorzatą Szumowska, a wcześniej z Krzysztofem Kieślowskim. Kręciła też pani filmy z Irańczykiem Abbasem Kiarostamim, Chińczykiem Hou Hsiao[pauza]Hsienem, Austriakiem Michaelem Haneke, Izraelczykiem Amosem Gitaiem, Szwedem Lasse Hallstromem, Brytyjczykiem Anthonym Minghellą, Amerykanami Peterem Hedgesem czy Ablem Ferrarą, Argentyńczykiem Santiago Amigoreną... Przyjmując role, ma pani w ręku atlas geograficzny?

Sama jestem mieszanką różnych kultur, także polskiej, bo moja babcia pochodziła z Częstochowy. Może dlatego szukam kontaktu z różnymi światami.

Czego się pani w czasie tych filmowych podróży uczy?

Przede wszystkim wrażliwości. Na przykład jestem pod wielkim wrażeniem Hou Hsiao Hsiena, który potrafi dotknąć istoty człowieczeństwa i pokazuje aktorowi, czym jest w sztuce wolność. Praca z nim jest prawdziwym prezentem od losu. Dzięki niej sięga się do rejonów zwykle niedostępnych. Irańczyk Abbas Kiarostami też jest otwarty. Podczas zdjęć do "Wiernej kopii" zagrałam w jednej ze scen inaczej niż było umówione. Po zakończeniu ujęcia wstał, mówiąc, że musi kilka minut pomyśleć. Gdy wrócił, powiedział: "Wy, kobiety, macie wspaniałą intuicję." Z kolei Kieślowski widział to, czego nie widział nikt inny: nawet kroplę, która toczyła się po szybie okna. I uważał, że lepiej jest mniej robić, a więcej czuć. Tego się od niego nauczyłam.

A jak wyglądała praca z Małgorzatą Szumowską? Sprawiacie panie wrażenie bardzo zaprzyjaźnionych.

Na pierwsze spotkanie Małgośka przyszła bardzo zdenerwowana. Nie miała pewności, czy się porozumiemy, a jeśli reżyser i aktor nie mówią wspólnym językiem, na planie przeżywają koszmar. Obie jesteśmy silnymi kobietami, bała się więc, że będziemy się ścierać i szczerze mi to powiedziała. Okazało się, że mamy wiele wspólnego, w podobnych momentach śmiejemy się i tak samo lubimy wyzwania. Poza tym ona ceni i rozumie aktorów. Oni więc mają świadomość, że nie będą krytycznie oceniani, mogą popełnić błąd, ale też przekraczać granice, eksperymentować. W ekipie Małgośki czuje się, że ludzie tworzą film razem. Uwielbiam kino nieżyjącego już Johna Cassavettesa – jest w nim tyle pasji, namiętności, wibracji, miłości, desperacji, tyle wysiłku, żeby jak najbardziej zbliżyć się do prawdy o rzeczywistości. Myślę, że podobną pasję mają w sobie Małgośka i jej operator Michał Englert. Chciałabym jeszcze kiedyś zagrać u nich.

rozmawiała Barbara Hollender

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"