Reklama

Teatr Wielki w Poznaniu:Demetrio odkurzony

"Demetrio", przygotowany w Poznaniu z rozmachem międzynarodowym, okazał się jedynie solidną lekcją historii

Publikacja: 13.03.2012 06:51

"Demetrio"

"Demetrio"

Foto: Teatr Wielki w Poznaniu

Jeśli chcecie wiedzieć, skąd wzięły się słodkie melodie Belliniego, wielkie duety Rossiniego czy popisowe arie Donizettiego, jedźcie do Teatru Wielkiego w Poznaniu obejrzeć „Demetria". Wszystko znajdziecie w operze skomponowanej w 1823 r. przez człowieka, którego nazwisko nic nie mówi widzowi.

Nazywał się Johann Simon Mayr albo z włoska: Giovanni Simone, bo, choć był Niemcem, ukochał Lombardię. Konsekwentnie odrzucał propozycje dyrektorowania najlepszym teatrom Europy. Nie chciał opuszczać Bergamo, gdzie miał dom i szkołę, więc choć napisał 70 oper, nie zyskał szerszej sławy.

W swej drugiej ojczyźnie był ceniony, nazwano go niemieckim ojcem włoskiej opery. Odkrył i wykształcił Donizettiego. Gdy zmarł w 1843 r., na pogrzeb przyjechali Rossini i Verdi, bo też czerpali inspirację z jego pomysłów. Mayr przeprowadził ulubioną sztukę Włochów z XVIII-wiecznego klasycyzmu w romantyczne XIX stulecie.

Słuchając niewystawianego od lat „Demetria", mamy wrażenie, że wszystko w nim dobrze znamy. Tyle tylko, że w lepszej wersji. U Rossiniego duety są wulkanem emocji, melodie Belliniego – jeszcze słodsze, a targani namiętnościami bohaterowie Donizettiego są prawdziwi. Nieraz uczniowie i następcy przerośli nauczyciela, któremu wiele zawdzięczają. Mayr jest tego kolejnym przykładem.

Należałoby znacznie głębiej wniknąć w materię „Demetria", żeby uzasadnić tę premierę. Z uwertury dałoby się zrobić muzyczny klejnocik, gdyby argentyński dyrygent Facundo Agudin zechciał wycyzelować szczegóły i zmusić orkiestrę do precyzyjnego grania. W recytatywy i arie można tchnąć życie, gdyby wykonawcy uwierzyli w taką możliwość.

Reklama
Reklama

Trzeba mieć również inscenizacyjny pomysł na opowieść o władzy w starożytnej Syrii. Nie da się odnaleźć w niej jednak aktualnych odniesień, tu decyzją o przekazaniu tronu kieruje serce, a nie zbrojna siła. Natalia Babińska ubrała bohaterów „Demetria" we współczesne sukienki i garnitury, ale narzuciła staroświeckie, hieratyczne pozy, a w tle mamy nużącą oko pustynną pustkę.

Nastrój poprawia ładny mezzosopran Argentynki Amai Dominguez (Demetrio), choć brakuje jej wokalnej ekspresji. No i jest Monika Mych, której głos dzięki muzyce Mayra zyskał szlachetną barwę, a ona uwierzyła, że uczuciowymi rozterkami królowej Cleonice może przejąć się współczesny widz.

Premiera przyciągnęła gości z Europy, byli przedstawiciele słynnego wydawnictwa Ricordi Universal, wiadomo, że „Demetrio" pojedzie do Ingolstadt, gdzie za młodu kształcił się Mayr. Fachowcy mają obiekt zainteresowań, widzowie raczej nie.

Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama