Skąd u pani tyle energii?
Anita Garanča:
Daje mi ją muzyka, ale też młodzi ludzie, z którymi pracuję. Nie pozwalają mi się zestarzeć. Praca ciągle sprawia przyjemność, zwłaszcza gdy widzę, jak ktoś po tygodniu tę samą arię zaczyna śpiewać inaczej.
Często prowadzi pani takie jak w Warszawie zajęcia wokalno-aktorskie?
Opera Narodowa miała świetny pomysł. Pracujemy w trójkę, oprócz mnie Maria Nikitina – konsultantka językowa z Teatru Maryjskiego i Andrejs Żagars – reżyser i dyrektor łotewskiej Opery Narodowej. Dziś od młodego człowieka wymaga się wszechstronności. Przychodząc do teatru operowego nusi być przygotowany na to, że trzeba umieć śpiewać, biegając, leżąc i wykonując dziesiątki czynności. I do tego jeszcze – efektownie wyglądać. Były różne epoki w dziejach opery: era wielkich dyrygentów, era wielkich śpiewaków, teraz nadszedł czas rządów reżyserów. Nie oceniam, czy to dobrze, czy źle, choć dla mojego pokolenia ważna jest barwa głosu, uczucia przekazywane śpiewem, reżyseria ma pomagać, a nie przeszkadzać.