Kiedy w 1913 r. odbyła się prapremiera opery Italo Montemezziiego – „Miłość trzech królów" – jej twórcę uznano za następcę Verdiego. Sto lat później mało kto, nie tylko w Polsce, zna nazwisko tego kompozytora. A przecież nie był on kiepskim epigonem. Świetnie orientował się, w jakim kierunku podąża rozwój muzyki i umiał tę wiedzę wykorzystać dla swoich potrzeb.
Widać to choćby po operze „Miłość trzech królów", którą na Festiwal Beethovenowski przygotował dyrygent Łukasz Borowicz. Ta opowieść – tak jak dzieła największych twórców włoskiej opery – urzeka urodą świetnie zinstrumentowanych melodii. Ale Montemezzi wiedział też, że w XX wieku opera nie może być zbiorem arii. Są tu za to monologi, a zwłaszcza wielkie duety, a przede wszystkim motywy muzyczne, z których wzorem Richarda Wagnera kompozytor buduje dramaturgię.
Oscylowanie między wagnerowskim rozmachem a subtelnością jak Claude Debussy jest w tej operze najciekawsze. Kiedy główna bohaterka, Flavia waha się, kogo naprawdę kocha, Montemezzi opisuje jej rozterki w sposób podobny, jak Debussy czynił to u swej Melizandą, która także miała do wyboru dwóch mężczyzn. Gdy zaś Flavia nie potrafi oprzeć się kochankowi i akcja zaczyna zmierzać ku tragicznemu finałowi, muzyka ciemnieje, nabiera dynamizmu, a na głosy solistów nakładają się potężne partie orkiestry.
„Miłość trzech królów" przypomina także, jak krótki żywot miał włoski weryzm, który na przełomie XIX i XX stulecia bulwersował obrazami dnia codziennego. W 1913 r. pozostała z niego jedynie skłonność do nadmiernej ekspresji wokalnej, nie unikającej krzyku. Szare życie biedoty zastąpiły zaś obrazki z królewskiego dworu jak w konwencjonalnej XIX-wiecznej operze.
Do niej też odwołuje się „Miłość trzech królów". Wykorzystano w niej obrosły tradycją motyw śmiertelnego pocałunku, który na ustach zmarłej Flavii składają dwaj mężczyźni, mimo że jej wargi pokryte są trucizną. Jeden czyni to nieświadomie, drugi, bo nie potrafi przestać jej kochać. Finał grzęźnie w operowej tradycji, mimo że sto lat temu ten gatunek potrzebował już nowych inspiracji.