Przez błazenadę na świecznik

Rodzimi celebryci i showmani są w stanie zrobić dużo, by nie zginąć w tłumie. Ale żenujące żarty, wypinanie biustu czy kopanie po kostkach konkurentów nie zawsze wystarczają

Publikacja: 01.07.2012 10:46

Grycanki – polski celebrytyzm wagi ciężkiej

Grycanki – polski celebrytyzm wagi ciężkiej

Foto: Forum, Maciej Biedrzycki m.bie. Maciej Biedrzycki

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Tego chyba nikt się nie spodziewał. W szczególności wystylizowani od czubków butów po koniuszki przemyślanych fryzur fotograf Marcin Tyszka i projektant Dawid Woliński. Przelicytowała ich ekscentryczna i ponaddwukrotnie starsza Krystyna Mazurówna. Tuż za nią podąża Magda Gessler. Ze słodką burzą blond włosów i ciężką chochlą w dłoni najmocniej pokrzyżowała celebryckie plany Grycankom. Obie panie dowodzą, że zaistnieć w show-biznesie to za mało, by się w nim utrzymać.

Bohaterowie programu „Woli i Tysio na pokładzie" [program zszedł z anteny w maju 2012, po emisji ośmiu odcinków] muszą się kiepsko czuć. Z ludzi mody i stylu chcieli stać się kontrowersyjnymi showmanami, ale widzowie w większości nie docenili ich obscenicznych żartów. Nie zdzierżyli humoru na granicy dobrego smaku serwowanego przez dwóch salonowych piesków – jak sam określił ich wizerunki Marcin Tyszka.

Wydelikaceni celebryci, wbrew deklaracjom, nie potrafili uszanować ciężkiej pracy ludzi, z którymi spotkali się przed kamerami – piekarzy, strażaków, opiekunów zwierząt, rybaków. Mieli udowodnić, że w sytuacjach bynajmniej niekomfortowych, poza wypreparowanym z realizmu wybiegiem mody, również dają sobie radę. A co pokazali? Że po nocy spędzonej obok klatki z cierpiącym na gazy hipopotamem potrafią szybko sięgnąć po flakonik perfum. Antidotum na fatalne samopoczucie i koszmarne zapachy.

Pieski na salonach

Znawca mediów prof. Maciej Mrozowski, wykładowca SWPS i UW, zwraca uwagę na rolę, jaką TVN wyznaczyło duetowi Woliński i Tyszka. Pokazanie, że celebryta to nie tylko maskotka salonowa realizująca sen o słodkim życiu, było próbą zbliżenia się stacji do nowych realiów. Zmieniających się pod wpływem kryzysu.

– Bez takich działań możliwy byłby efekt bumerangu: oderwany od rzeczywistości telewizyjny program, zamiast przyciągać widzów, mógłby, wzmagając frustrację, wzbudzić niechęć czy wręcz nienawiść odbiorców – komentuje prof. Mrozowski.

Niestety duetowi Woli i Tysio zabrakło wyczucia. Medioznawca przewidział: – Jeśli pójdą w błazenadę czy głupotę, to upokorzą widzów utożsamiających się z ciężką pracą. A to może być odebrane jako szyderstwo, zanegowanie wartości, które cenią zwykli ludzie.

Tradycyjnych walorów nie doceniły też Grycanki – synowa i wnuczki cukierniczego potentata, bohaterki najszybszego celebryckiego awansu.

Marta i Victoria Grycan – znane z tego, że są znane, czyli doskonale wpisujące się w definicję celebrytek – wtargnęły z impetem na salony, budząc emocje nie tylko u zazdrosnych ludzi show-biznesu.

Wymiary XXL, które od początku z lubością eksponowały, traktując je niemal jak znak firmowy, zjednały im pokaźne grono puszystych fanek. Ale już styl preferowany przez panie G. dał szansę wykazania się złośliwością niejednemu, mniej lub bardziej anonimowemu krytykowi styliście. Nowobogackie obcisłe stroje, nieźle służące dojrzałej Marcie, kreującej się na rubensowskie wcielenie Rity Hayworth, niekoniecznie są odpowiednie dla jej 16-letniej córki Victorii. Internetowi malkontenci nie zostawiali suchej nitki na matce tolerującej lateksowe, kuse sukienki u nastolatki, wciągającej też w sieć autopromocji pozostałe córki – 18-letnią Weronikę i siedmioletnią Gabrysię.

Próby dorównania amerykańskiej celebryckiej familii Kardashian na razie nie przynoszą oczekiwanego efektu. Być jak siostry K., znaczy umieć wykorzystać media do własnych celów, jak najwięcej zarobić na swojej popularności i czerpać długofalowe profity – z kontaktów z telewizją i filmem, modą i biznesem.

Tymczasem zamiast o krociowych zyskach coraz częściej mówi się o stratach, jakie Grycanki mogą wygenerować. Przycichła sprawa książki kucharskiej, którą ponoć pisze pani Marta, a także jej autorskiego telewizyjnego programu o gotowaniu. Spadła sprzedaż lodów. Firmie, której szefowie do tej pory cenili pracę i rodzinne wartości, a nie obnosili się z rozrzutnością i zadufaniem, nie przysłużył się nowy wizerunek. Okrągłe kształty w familii lodowego potentata mogą też sugerować zbytnią kaloryczność przysmaków Grycana. A utrata dbających o linię klientek z pewnością nie byłaby dla przedsiębiorcy dobrą perspektywą.

Szpila na wizji

Cokolwiek by jednak mówić o Grycankach, wciąż ktoś się do nich odwołuje. Wśród krytycznych i porównujących się jest m.in. Alicja Węgorzewska. Jurorka „Bitwy na głosy", która jakiś czas temu wyznała, że nie chce być „aż tak kształtna" jak panie G., najchętniej robi sobie reklamę, medialnie podszczypując i kopiąc innych po kostkach. Mezzosopranistka, która – jak przystało na diwę – lubi, gdy reflektory padają tylko na nią i potrafi zawalczyć o najlepsze miejsce na scenie – modelowo wchodziła w spory ze współjurorką Sonią Bohosiewicz. Oczywiście na wizji. Co jakiś czas na forach pojawiają się też zdjęcia pani Alicji w zadziwiających strojach i koafiurach będących efektem snu szalonego fryzjera albo też prezentujące – o zgrozo – „całkiem niechcący" wysuwający się niesforny sutek. Przerysowane kreacje Węgorzewska tak uzasadnia: – Jestem artystką operową. Każde publiczne pojawienie się traktuję jak występ na scenie.

Za mistrzynię autopromocji, chociaż w mniej spektakularnym wydaniu, uchodzi też Magda Gessler. Restauratorka, która dzięki „Kuchennym rewolucjom" urosła do rangi telewizyjnej osobowości, stale miesza w medialnych garnkach, dorzuca ostrzejszych przypraw lub łagodzi program odrobiną słodyczy z wizerunku anielskiej blondynki. Na ekranie miła pani Magda potrafi w jednej chwili przeistoczyć się w rozjuszoną restauratorkę, poza programem zasila kolorowe pisma opowieściami o planowanych ceremoniach ślubnych, podróżach lub diecie cud.

Zupełnie inaczej funkcjonuje w rodzimym show-biznesie najnowsze medialne odkrycie – Krystyna Mazurówna. Wyzywająca w stroju i makijażu, szokująca wyznaniami o dokonanych aborcjach i zarabianiu na życie w paryskich szatniach, gdy z powodu wieku nie chciano jej zatrudniać jako tancerki, matka trojga dorosłych dzieci, budzi niezwykle silne emocje. Zakrojone na skalę o wiele szerszą niż pół wieku temu, kiedy przyciągała uwagę rodaków nie tylko ekscentrycznymi fryzurami i ultrakrótkimi  spódniczkami, ale także zmysłowym tańcem i głośnymi romansami – z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem, Sławomirem Mrożkiem, Tadeuszem Plucińskim.

Dziś fora internetowe trzęsą się od opinii. Wpisy typu: „Kobieto, starzeć się też trzeba umieć z godnością, a nie robić z siebie pisankę wielkanocną", „Próbuje się lansować na supercool ziomka. Może kiedyś kimś była, ale teraz jest marną podróbką samej siebie"... wywołują falę pełnego jadu poparcia, ale też całą masę kontr opinii. – Mam „tylko" 56 lat. I do dzisiaj pamiętam, jak pani Mazurówna z Wilkiem tańczyli w czarno-białej telewizji. Oczy wychodziły mi z orbit [...]. Była cały czas gwiazdą tańca. Do dzisiaj młodzi mogą się uczyć na jej tańcu. A że jest barwna. To też OK. My, babcie, nie musimy latać w paputkach". Sama Mazurówna, poproszona o autocharakterystykę w pięciu słowach, wymienia: „wariatka, dziwaczka, konsekwentna, silna, zabawowa". A ma dziś 73 lata.

W jej przypadku to, co może wydawać się karykaturalną eksplozją wizerunku, zbudowaną na potrzeby telewizyjnego show, jest konsekwentnie realizowanym pomysłem na siebie.

– Odkąd pamiętam, Krystyna Mazurówna wyglądała właśnie tak. Zawsze miała kolorowe włosy i trochę punkowy styl – mówi Grzegorz Bloch, stylista zajmujący się swego czasu wizerunkiem m.in. Edyty Górniak i Natalii Kukulskiej. – Ale ta znakomita tancerka i choreograf ma wszelkie podstawy do podobnych stylizacji. Stoją za nimi dorobek i talent. W tym akurat wizerunku nie ma nawet śladu fałszu.

Bloch dzieli ekscentrycznych artystów na dwie kategorie: silne osobowości, które mogą sobie pozwolić na wyrazisty, nawet kontrowersyjny wygląd, bo to współgra z ich charakterem i osiągnięciami. I tych, którzy wyglądem starają się przykryć niedoskonałości, przykuwają uwagę do ozdobników, ale prędzej czy później i tak odsłania się ich nijakość. Do pierwszej grupy obok Mazurówny zalicza Korę. Poza klasyfikacjami pozostawia jedną osobę – Szymona Majewskiego.

Odkrytemu przez Alicję Resich-Modlińską i umocnionemu na pozycji showmana przez TVN Majewskiemu nie sposób odmówić wyobraźni. Erupcja wizerunkowych pomysłów oraz równie rozbuchanych wizji z ledwością mieści się w skali rodzimego show-biznesu. A apetyt Szymona M. wydaje się zakrojony zdecydowanie na więcej.

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Tego chyba nikt się nie spodziewał. W szczególności wystylizowani od czubków butów po koniuszki przemyślanych fryzur fotograf Marcin Tyszka i projektant Dawid Woliński. Przelicytowała ich ekscentryczna i ponaddwukrotnie starsza Krystyna Mazurówna. Tuż za nią podąża Magda Gessler. Ze słodką burzą blond włosów i ciężką chochlą w dłoni najmocniej pokrzyżowała celebryckie plany Grycankom. Obie panie dowodzą, że zaistnieć w show-biznesie to za mało, by się w nim utrzymać.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"