Nguyen Le urodził się w Paryżu, gdzie jego wietnamscy rodzice osiedlili się pod koniec lat 50. Jego pierwszym instrumentem była perkusja, ale kiedy odkrył dla siebie możliwości brzmieniowe gitary, zaczął słuchać jazzu.
Postanowił poświęcić się muzyce improwizowanej. W 1983 r. założył własny zespół Ultramarine, a jego debiutancki album „Dé" został uznany przez magazyn „Libération" najlepszą płytą 1989 roku w kategorii world music.
- Starałem się, by mój pierwszy album był osobisty i zawierał coś odkrywczego - powiedział „Rz". - Byłem ambitny, chciałem poznać swoje korzenie i pojechałem do Wietnamu. Choć jestem samoukiem, nie wystarczyło mi pokazać, jak dobrze gram na gitarze. Wykonywałem wcześniej standardy moich jazzowych idoli: Wesa Mongomery'ego, Milesa Davisa, Billa Evansa, Johna Coltrane'a. Poznałem język jazzu, ale mój album musiał być oryginalny. Zamierzałem nagrać płytę, której nie da się z niczym porównać. To było moje marzenie. Na każdej następnej płycie dodawałem coś nowego. Uczyłem się muzyki z innych stron świata. Wielkie wrażenie wywarła na mnie muzyka hinduska, jej złożone harmonie i rytmy.
Nagrywał różnorodne stylistycznie albumy z jazzowymi sławami: Ornette'em Colemanem, Ralphem Townerem, Peterem Erskine'em i Dave'em Liebmanem. W 2002 roku niemiecka wytwórnia ACT Music wydała jego album „Purple: Celebrating Jimi Hendrix". Entuzjastyczne recenzje i popularność płyty doprowadziły ją do pierwszego miejsca rankingu brytyjskiego magazynu Jazzwise.
- Wszyscy sądzą, że skoro jestem gitarzystą, pasjonowałem się muzyką Hendriksa od zawsze - mówi Nguyen Le. Fascynacja tą muzyką przyszła dość późno, kiedy byłem już jazzmanem. Studiowałem jego muzykę, wszedłem w świat jego wyobraźni. Hendrix był kimś więcej niż tylko świetnym gitarzystą. Był poetą, pisał znakomite, inspirujące teksty, do dziś pozostaje bohaterem swojej generacji. Ale przede wszystkim był genialnym kompozytorem. Ta strona jego działalności pozostaje niedoceniona. Pokazał nowe kierunki w muzyce. Idę za jego muzycznym drogowskazem. Gitara elektryczna jest tylko wehikułem dla tych koncepcji. Dziś, w erze cyfrowej, mam do dyspozycji mnóstwo efektów, mogę osiągnąć praktycznie każde brzmienie. Mam dużo możliwości, ale pomysł powstaje najpierw w głowie. To nie zmieniło się od czasów Hendriksa. Do muzyki podchodzę jak malarz, dobieram dźwięki jak farby, używam wielu kolorów.