Krzysztof Penderecki zadecyduje w listopadzie, kto zostanie szefem Filharmonii Narodowej. Wprawdzie wybierze go nie sam, ale jako przewodniczący komisji, którą właśnie powołał Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego, ale zadanie ma niewdzięczne.
Pomysł, by dyrektora najważniejszej instytucji muzycznej w kraju wyłonić w drodze konkursu, został przyjęty w środowisku z zastrzeżeniami. Najdobitniej formułuje je Kazimierz Kord, znakomity dyrygent i były szef Filharmonii Narodowej: – To powinien być najlepszy muzyk w kraju. A taki z pewnością nie przystąpi do rywalizacji.
Kolejnym problemem są enigmatyczne warunki konkursu. Nie wiadomo, czy za ma on wyłonić dyrektora naczelnego, czy też osobę, która będzie łączyć funkcję szefa głównego oraz artystycznego.
Ministerstwo twierdzi, że nie chce ograniczać napływu kandydatów i koncepcji. Artyści traktują to jako kolejny wyraz nieufności wobec ich umiejętności kierowniczych. Nowelizacja ustawy o prowadzeniu działalności kulturalnej określiła zasady doboru szefów teatrów, filharmonii czy muzeów, ale brakuje precyzji w określeniu relacji między menedżerem a twórcą.
Obecnie na stanowiska dyrektorskie preferowani są ci pierwsi, ale nie brak przykładów na to, że artysta potrafi z sukcesem zarządzać podległą mu instytucją. Dowodem choćby rządy Ewy Michnik w Operze Wrocławskiej, Macieja Figasa w Operze Novej w Bydgoszczy czy Kazimierza Korda lub Antoniego Wita w Filharmonii Narodowej.