Trema wzrasta z wiekiem

Pianista Janusz Olejniczak o urodzinowym prezencie, przygodzie z filmem i rzadkich chwilach szczęścia. Z artystą rozmawia Jacek Marczyński

Publikacja: 27.11.2012 10:59

Trema wzrasta z wiekiem

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch DM Danuta Matloch

Z przekory postanowił pan na swoje 60. urodziny przypomnieć publiczności, że gra nie tylko utwory Chopina?

Janusz Olejniczak:

Urodziny są okazją, żeby wydać płytę, bo polski pianista rzadko ma taką szansę. Chyba że chce nagrać Chopina.

Pan zaszalał i wybrał Szostakowicza, Prokofiewa, Ravela...

Te utwory są związane z moją młodością. Koncert Szostakowicza wiąże się z pierwszym występem z orkiestrą, kończyłem wtedy szkołę podstawową, ale rzecz miała miejsce w Filharmonii Narodowej. Koncert Prokofiewa to z kolei debiut telewizyjny. Towarzyszył mi WOSPR, dyrygował Bohdan Wodiczko. A II Koncert Ravela wybrałem na dyplom w Akademii Muzycznej w Warszawie.

I teraz chciał pan wrócić do czasów młodości?

Mam sentyment do tych utworów. Moim zdaniem Sinfonia Varsovia z Jerzym Maksymiukiem zagrała rewelacyjnie, a pracowaliśmy w niemal ekspresowym tempie.

Miał pan 18 lat, gdy w 1970 r. zdobył pan nagrodę na Konkursie Chopinowskim. Sukces nie przyszedł za wcześnie?

Trudno powiedzieć. Gdybym doznał spektakularnej porażki, z pewnością odbiłoby się to na mojej psychice, a może i na całym życiu. Polscy pianiści startują w tym konkursie z reguły pod ogromną presją, ja nie marzyłem o nagrodzie, chciałem jak najlepiej wypaść w pierwszym etapie, żeby się nie skompromitować. A potem korzystałem z szansy, jaką dała nagroda. Nie miałem kłopotów z paszportem, a w tamtych czasach była to rzecz niesłychanie cenna. Jeździłem i dzięki temu poznałem Nadię Boulanger, Witolda Małcużyńskiego czy Artura Rubinsteina. Gdyby nie Konkurs Chopinowski, zapewne nigdy bym się z nimi nie spotkał. Nagrałem też pierwszą płytę, po której dostałem wiele propozycji koncertowych.

Był pan jednak gotowy, by tak diametralnie zmienić życie?

Jestem wobec siebie krytyczny, ale teraz z większą sympatią myślę o moim konkursowym graniu niż wtedy. Z wiekiem coś się zyskuje, na przykład doświadczenie, ale i coś się traci: świeżość, spontaniczność, szczerość. Człowiek zaczyna za dużo myśleć, szukać, a to nie zawsze muzyce wychodzi na dobre.

A nie jest tak, że z wiekiem wzrasta też odpowiedzialność za każdy występ?

Doświadczenie nie ułatwia życia, coraz trudniej wychodzi się na estradę.

Dlatego był pan tak zdenerwowany na ostatnim festiwalu „Chopin i jego Europa", występując bezpośrednio przed Marthą Argerich i Marią Joao Pires?

Oczywiście, ale najgorsze miałem już za sobą. Największą tremę miałem podczas próby, gdyż obie zasiadły w kompletnie pustej sali, by mnie posłuchać. Później mnie komplemen- towały, więc wiedziałem, że nie powinno być źle.

Nie przeszkadza panu etykieta specjalisty od Chopina?

Ciągle mnie o to pytają dziennikarze i wyczuwam w tym pewien zarzut. A przecież to powinien być komplement. Chopin to nasz największy kompozytor, więc dlaczego ja, polski pianista, mieszkający tutaj, muszę tłumaczyć się, że dobrze gram jego utwory?

Pan nawet wcielił się w Chopina w filmie Andrzeja Żuławskiego „Błękitna nuta".

Czasami mówię więc, że miałem z Chopinem bezpośredni kontakt. A już całkiem poważnie: to było jedno z największych doświadczeń w moim życiu. Miałem związki ze środowiskiem teatralnym, więc wiedziałem, co znaczy być aktorem w tamtych czasach, a nie dziś, kiedy prawdziwych aktorów w filmie czy telewizji można rzadko zobaczyć. Mógłbym napisać książkę o tym, jak kręciliśmy ten film.

To prawda, że dzięki „Błękitnej nucie" zaczął pan grać na XIX-wiecznych fortepianach?

Andrzej Żuławski tak sobie wymyślił. Tłumaczył, że będzie to autentyczne duchowo i dźwiękowo. Broniłem się bardzo, niemniej jednak później fachowcy zajmujący się historycznym wykonawstwem wysoko ocenili ścieżkę dźwiękową „Błękitnej nuty". Pamiętam, że nagrywaliśmy ją w niekomfortowych warunkach ze względu na stan fortepianu, co zniechęciło mnie do dalszych prób. Dopiero dziewięć lat później, gdy Festiwal Polskiego Radia zaprosił mnie do udziału w rekonstrukcji ostatniego występu Chopina w Paryżu w 1848 roku i zagrałem na erardzie z epoki, nastąpił przełom. Zacząłem odczuwać w tym przyjemność. A gdy po raz pierwszy spotkałem się z Orkiestrą XVIII Wieku Fransa Brüggena i posłuchałem, jakie potrafi osiągnąć piano, to ze współczesnym steinwayem czułbym się przy niej jak słoń w składzie porcelany. Dzisiaj fortepiany muszą brzmieniem wypełnić wielkie sale. Liczy się nie tylko miękkość, śpiewność i szlachetność, także siła dźwięku.

Trzeba zagrać na XIX-wiecznym erardzie lub pleyelu, by naprawdę zrozumieć Chopina?

Nawet jeśli pianista nie zamierza tego robić publicznie, niech uczyni to dla siebie. Zdobędzie inne spojrzenie na tę muzykę. Bardzo przydałyby się takie zajęcia studentom.

Pan nie zajmuje się nauczaniem innych.

Miałem jedynie krótki epizod w Krakowie. Czasami daję się namówić na kursy mistrzowskie, ale też bez specjalnego entuzjazmu. Nauczanie jest tak intymną sprawą, że powinno odbywać się bez audytorium. Pedagog jest jak lekarz, czasami mówi rzeczy przykre, świadkowie są zbędni.

Nie jest pan zmęczony koncertowaniem?

Nadal lubię i występy, i podróże, choć aby koncert był udany, musi być spełnionych wiele warunków: dobry fortepian i akustyka, ja muszę mieć dobre samopoczucie, a publiczność być nastawiona na słuchanie. Wtedy doznaję tak silnych przeżyć, że starcza ich na lata. Odczuwam niesłychaną lekkość, ani śladu zmęczenia, ale zdarza się to niesłychanie rzadko.

—rozmawiał Jacek Marczyński

Sylwetka

Janusz Olejniczak, ur. w 1952 r. we Wrocławiu. W 1970 r. zdobył VI nagrodę na Konkursie Chopinowskim, był wówczas jego najmłodszym uczestnikiem. Ukończył Akademię Muzyczną w Warszawie, studiował w Paryżu u Witolda Małcużyńskiego. Koncertował niemal w całej Europie, a także w Japonii, Australii, obu Amerykach i na Kubie. Uchodzi za jednego z najwybitniejszych współczesnych interpretatorów utworów  Fryderyka Chopina, które wykonuje zarówno na fortepianach współczesnych, jak i XIX-wiecznych. W Chopina wcielił się we francuskim filmie „Błękitna buta" (1990), nagrał ścieżkę dźwiękową do filmów „Chopin. Pragnienie miłości"  Antczaka oraz „Pianista" Polańskiego. Jego dyskografia liczy kilkanascie tytułów, wydanych w Polsce i na świecie. Jest pięciokrotnym zdobywcą Fryderyka. Dziś premiera jego najnowszej płyty.—j.m.

Z przekory postanowił pan na swoje 60. urodziny przypomnieć publiczności, że gra nie tylko utwory Chopina?

Janusz Olejniczak:

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"