– Wolę tradycyjną choinkę. Może nie kleimy łańcuchów z kolorowego papieru, ale kroimy pomarańcze, nadziewamy je goździkami i wieszamy na gałązkach. Kupuję też pierniki i dekoruję je lukrem lub farbami gastronomicznymi. Na kiermaszach przedświątecznych można dostać drewniane ozdoby albo robione ze słomy. Kupiłem takie w zeszłym roku, w Krakowie. Wtedy je gdzieś zapodziałem, ale latem odnalazłem i już wiszą na choince.
Ogień z wodą
Tak już bywa, że artyści, którzy śpiewają przez cały rok, podczas Wigilii najchętniej słuchają kolęd. Andrzej Piaseczny jako dziecko unikał śpiewania ich, wyjątek robił w kościółku, na mszy. W domu, chociaż rodzice namawiali, głos należał raczej do zespołu Mazowsze. Teraz jest sporo śmiechu, bo możliwości wykonawcze są na różnym poziomie, ale u niego wszyscy śpiewają.
Wigilia bywa okazją do zażegnywania konfliktów, godzenia się. – Mówi się, że ogień z wodą nie mogą się zejść. Śpiewam o tym na płycie – mówi Piaseczny. – A jednak w maszynach parowych to bardzo zgrany tandem. Generalnie uważam, że nie warto czekać specjalnie do świąt, choć zdaję sobie sprawę, że czasami trzeba specjalnej okazji, by pokonać samego siebie. Wtedy możemy liczyć na większą wyrozumiałość. Zdarzyło mi się jednak dopiero przed świętami pogodzić się z osobą publiczną, dlatego nie będę wymieniał jej nazwiska.
Spytany o życzenia, Piasek odpowiada: – Jeśli chodzi o muzykę, życzyłbym sobie nowych pomysłów, bo wtedy nie musimy się oglądać za siebie, czekać na rocznice i jubileusze, odcinać kuponów. Mówi się, że zwłaszcza my, artyści, powinniśmy być ciągle aktywni, wywoływać ferment, który sprzyja temu, by móc tworzyć, pisać. A każdy człowiek potrzebuje spokoju, spełnienia, miłości. To najważniejsza potrzeba. Zwłaszcza gdy pisze się piosenki o miłości.
Obaj napisali też kompozycję na Nowy Rok – o tym, co utraciliśmy w przeszłości i czego nie da się już odzyskać.