Filmy „Dzieciaki" i „Spring Breakers" dzieli prawie 20 lat. Jaka jest różnica między tymi generacjami nastolatków? Coś się zmieniło?
W swojej niedojrzałości są podobni. Mają te same potrzeby, idee, kierują nimi podobne impulsy. Różni je sposób, w jaki odnoszą się do siebie nawzajem. Kiedy robiliśmy „Dzieciaki", nasi bohaterowi byli bardziej zmarginalizowaną grupą społeczną, to była taka subkultura ukryta w cieniu. To były nastolatki, które chciały uciec od kłopotów, ze swojego życia. Teraz obserwujemy odwrotny proces. Media społecznościowe, technologia, wszystko to sprawia, że dzieciaki stają się coraz bardziej ekshibicjonistyczne. Wszystko kręci się wokół tego, żeby pokazać siebie, zostać odkrytym, jak najskuteczniej dzielić się z innymi swoim życiem. Więc zmieniło się całkiem sporo.
Mówi pan o pokoleniu wychowanych na YouTube, grach wideo, telewizji. Jaka jest różnica w ich mentalności, są po prostu bardziej brutalni, bardziej bezwzględni?
Nie sądzę. Myślę, że po prostu są inni, że idea „brutalności" bardziej odwzorowuje to, co dzieciaki oglądają w grach komputerowych czy telewizji. Przez co jest bardziej wyabstrahowana.
Scenariusz „Spring Breakers" pisał pan podczas spring break w Panama City, w centrum wydarzeń... Tak pan o tym opowiadał: „Widziałem dzieciaki rzygające na moją wycieraczkę, uprawiające seks w korytarzu, podpalające różne rzeczy". Zawsze przygląda się pan rzeczom, które chce sfilmować, z tak bliskiej odległości?