Życie kobiety w blasku śmiercionośnego radu

Czy można prowadzić naukowy wywód, śpiewając? W Operze Bałtyckiej Maria Skłodowska-Curie to potrafi.

Publikacja: 03.04.2013 00:15

Red

Pomysł był karkołomny, by właśnie ją uczynić bohaterką opery. Pretekstem stał się z pewnością Rok Marii Skłodowskiej-Curie, ale utworu kompozytorki Elżbiety Sikory i Agaty Miklaszewskiej (libretto) nie należy traktować jako rocznicowego hołdu.

Autorki chciały pokazać, że bohaterka „Madame Curie" była nie tylko wybitną uczoną. Dwukrotna laureatka Nagrody Nobla musiała nieustannie walczyć, bo świat zdominowany przez mężczyzn odmawiał jej prawa do samodzielności, negował wiedzę i talent.

Marii nieobce były porywy serca i pożądanie. Pierwsza wielka miłość zakończyła się tragicznie, mąż Piotr Curie zginął w wypadku. Późniejszy związek z Paulem Langevinem naraził ją na ostracyzm, wybranek serca miał żonę, która przekazała prasie namiętne listy kochanków. Ich publikacja wywołała skandal.

„Madame Curie" stara się pokazać zarówno życie naukowe, jak i prywatne Marii Skłodowskiej. To ambitne zadanie jak na operę, która trwa niewiele ponad półtorej godziny i składa się z krótkich sekwencji o filmowym montażu. Jeśli nie zna się dobrze biografii bohaterki, można zgubić się w natłoku zdarzeń i szczegółów.

Na szczęście „Madame Curie" nie jest tylko ciągiem biograficznych obrazków. Stawia ważne pytania: czy każdy wynalazek jest dobrodziejstwem dla ludzkości? Czy idąc konsekwentnie drogą nauki, nie wyrządza się krzywdy innym? Maria Skłodowska wierzyła w cudowne właściwości odkrytego przez siebie radu, nie chciała przyjąć do wiadomości, że niesie on także śmierć.

Opera nie stroni dzisiaj od poważnych tematów, nie chce posiłkować się tylko miłosnymi dramatami. Śpiewane dialogi „Madame Curie" mogą początkowo razić, potem spektakl Opery Bałtyckiej wciąga. Sprawia to muzyka Elżbiety Sikory – gęsta, mroczna i podporządkowana słowu, a także reżyseria Marka Weissa.

Akcję rozegrał on w jednej dekoracji, choć poszczególne sceny przenoszą nas z laboratorium na ulice Paryża, z Sorbony na front I wojny światowej. W skromnej, zwartej inscenizacji liczy się siła argumentów i emocji, te zaś Marek Weiss potrafi świetnie wydobyć z wykonawców. Spośród nich najważniejsza jest oczywiście ona – Madame Curie, czyli Anna Mikołajczyk. Stworzyła jedną z najlepszych kreacji na polskich scenach operowych ostatnich lat.

Premiera „Madame Curie" odbyła się w listopadzie 2011 r., najpierw w Paryżu, wkrótce potem w Gdańsku, w obu miastach zakończona sukcesem. Byłem na jednym ze zwykłych przedstawień w Operze Bałtyckiej, młoda publiczność wypełniająca salę do ostatniego miejsca przyjęła spektakl wręcz żywiołowo.

Teraz „Madame Curie" rozpoczyna życie na DVD. Miejmy nadzieję, że będzie udane. Warto ją obejrzeć choćby dlatego, by przekonać się, że współczesna opera nie wymaga inscenizacyjnych szaleństw, by być sztuką ważną.

Pomysł był karkołomny, by właśnie ją uczynić bohaterką opery. Pretekstem stał się z pewnością Rok Marii Skłodowskiej-Curie, ale utworu kompozytorki Elżbiety Sikory i Agaty Miklaszewskiej (libretto) nie należy traktować jako rocznicowego hołdu.

Autorki chciały pokazać, że bohaterka „Madame Curie" była nie tylko wybitną uczoną. Dwukrotna laureatka Nagrody Nobla musiała nieustannie walczyć, bo świat zdominowany przez mężczyzn odmawiał jej prawa do samodzielności, negował wiedzę i talent.

Pozostało 84% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"