Ktoś może uznać, że Jarrett wspiął się na szczyt już w styczniu 1975 r. solowym recitalem w Operze Kolońskiej. Ale legendarny album „The Köln Concert" wydany przez ECM Records dał mu przede wszystkim popularność. Nakład przekroczył 3,5 mln egzemplarzy i w jazzie ustępuje tylko „Kind of Blue" Milesa Davisa.
Chociaż nagrania tria pianisty są sygnowane także nazwiskami kontrabasisty Gary'ego Peacocka i perkusisty Jacka DeJohnette'a, mózgiem zespołu pozostaje Keith Jarrett. Od niego wychodzą pomysły na interpretacje standardów, które upodobał sobie jako tworzywo do wytyczania nowych ścieżek w jazzie.
Słuch absolutny
Jarrett jest wirtuozem i erudytą. Uczył się grać na fortepianie od trzeciego roku życia. Ma słuch absolutny i wybitny talent, co pomogło mu opanować technikę i kompozycję w ekspresowym tempie. Pierwszy recital z repertuarem klasycznym dał, mając siedem lat. Jako nastolatek interesował się jazzem, jego idolami byli Dave Brubeck i Bill Evans. W 1963 r. miał szansę na wyjazd do Paryża, żeby uczyć się u słynnej Nadii Boulanger, ale odmówił.
– Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego nie skorzystałem z tej okazji – zwierzał się niedawno na łamach magazynu „Down Beat". – Ale zawsze miałem dobry instynkt w swoich sprawach. Uszy są moim przewodnikiem.