Reklama

Muzyka na lepsze czasy

Antoni Wit o rozstaniu z Filharmonią Narodową, pozycji polskich kompozytorów w świecie i zawodzie, opowiada Jackowi Marczyńskiemu

Publikacja: 06.06.2013 18:15

Antoni Wit i statuetka Grammy, którą otrzymał w tym roku

Antoni Wit i statuetka Grammy, którą otrzymał w tym roku

Foto: Tomasz Gzell/PAP

Trudno jest żegnać się z Filharmonią Narodową po prawie 12 latach?

Antoni Wit:

Oczywiście, ale ponieważ mija 38 lat mojego dyrektorowania różnym polskim orkiestrom, to myślę nawet z pewną ulgą, że nareszcie będę mógł się zająć wyłącznie dyrygowaniem i studiowaniem partytur. A oba te zajęcia bardzo lubię.

Reklama
Reklama

Jednak rozstanie nie będzie ostateczne. 23 sierpnia orkiestra Filharmonii Narodowej po raz pierwszy zagra pod pana dyrekcją na słynnym festiwalu BBC Proms w Londynie.

Tak się złożyło, że londyński występ można traktować jako ukoronowanie naszej wspólnej pracy, ale rozmowy na ten temat zaczęły się ponad półtora roku temu. Jedziemy z utworami Andrzeja Panufnika i Witolda Lutosławskiego, więc już ten fakt należy uznać za sukces. A we wrześniu z Filharmonikami Berlińskimi poprowadzę wykonanie „Pasji według św. Łukasza" Krzysztofa Pendereckiego. Do tego koncertu z kolei został zaproszony chór Filharmonii Narodowej.

Łatwo jest zaproponować polską muzykę zagranicznej publiczności?

Nie zawsze i nie decydują o tym wyłącznie względy artystyczne. Kiedy orkiestra Filharmonii Narodowej jedzie na dłuższe tournée, utwory polskich kompozytorów nie mogą być głównym punktem, żaden impresario na to się nie zgodzi. Niemniej konsekwentnie staram się umieścić w programach coś polskiego: „Serenadę" Mieczysława Karłowicza czy II Symfonię Karola Szymanowskiego, którą zagraliśmy w ubiegłym roku w Niemczech.

Reklama
Reklama

Szymanowski przebił się już chyba w świecie.

Jest bardziej znany niż 20 lat temu, ale Karłowicz nadal nie. Na szczęście teraz publiczność chce słuchać mało popularnych kompozytorów, dlatego jego utworami będę dyrygował w przyszłym roku na Tajwanie i w Strasburgu. Proszę też pamiętać, że wiele najlepszych dzieł naszych twórców wymaga dużego składu orkiestry, czasem również udziału chóru. W dzisiejszych, kryzysowych czasach podraża to koszty, impresariowie przed tym się bronią.

Mamy Rok Witolda Lutosławskiego. Jak dziś ocenia pan jego muzykę?

Lutosławski ma swoje miejsce wśród klasyków XX wieku i to nie gdzieś w tylnym szeregu. Jest w tym gronie sporo kompozytorów uważanych za trudniejszych od niego i rzadziej grywanych. Jako dyrygent mogę zaś dodać, że „Koncert na orkiestrę" to arcydzieło zawsze przyjmowane z entuzjazmem. A utwory z późniejszego, tzw. aleatorycznego, okresu dziś spotykają się z uznaniem nie tylko wąskiej grupy znawców. Niemniej III Symfonia na przykład też wymaga bardzo dużej liczby muzyków, co ogranicza jej częste wykonywanie.

Reklama
Reklama

Czy zmieniają się gusty publiczności, która chadza na koncerty do filharmonii? Widzi pan efekty tego, że przez 11 lat umieszczał w programie muzykę XX-wieczną?

Tak, ale nie sądzę, by do końca udało się przełamać pewien opór, i to stwierdzenie dotyczy nie tylko bywalców Filharmonii Narodowej. Co więcej, nasi słuchacze są często bardziej otwarci niż w innych krajach. Dyrygowałem ostatnio kilkoma orkiestrami chińskimi w wielkich aglomeracjach jak Pekin czy Szanghaj, które uważają się za otwarte na świat, a oczekiwano ode mnie wyłącznie popularnych utworów. W Filharmonii Narodowej udało mi się też wprowadzić stanowiska kompozytora sezonu, obecnie jest nim Paweł Szymański, jego utwory były prezentowane przez cały rok. Wiem, że moi następcy podtrzymali ten pomysł i na przyszły sezon zaprosili Krzysztofa Meyera. Innym, nie mniej owocnym pomysłem okazało się angażowanie młodych absolwentów uczelni muzycznych na stanowisko asystenta dyrygenta. W Filharmonii zaczynali pracę Łukasz Borowicz, Krzysztof Urbański, Wojciech Rodek czy Jakub Chrenowicz, którzy dziś robią kariery również za granicą.

Pan też kiedyś dostał taką szansę?

Tak, i dlatego spłacałem w ten sposób dług wobec Witolda Rowickiego, który w 1967 roku zrobił mnie swoim asystentem. Nie wiem, jak by się moje życie artystyczne potoczyło bez niego. Już drugiego dnia mojej pracy w Filharmonii, a wiedział o mnie naprawdę niewiele, powiedział, że za dwa miesiące poprowadzę abonamentowy koncert. Innym artystą, który wywarł na mnie ogromny wpływ, był mój profesor Henryk Czyż. Obydwaj są dzisiaj zapomniani, ale też pamięć o dyrygentach nie trwa długo. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, bo ten zawód bardzo się zmienił. Współczesne orkiestry są tak świetne, że dyrygent może być pozbawiony podstawowych umiejętności, a muzycy sami potrafią zagrać. Kiedy biorę do ręki partyturę utworu, którym dyrygowałem 40 lat temu, widzę z zapisków, jakie wówczas miałem problemy z orkiestrą. Obecnie w ogóle one się nie pojawiają. Natomiast dziś częściej o pozycji dyrygenta decyduje fakt, czy potrafi znaleźć hojnego sponsora. Takie czasy.

Reklama
Reklama

A jaka jest publiczność w Hiszpanii, gdzie pan się przenosi?

Podobna do naszej. Może dlatego ten kraj mi odpowiada i koncertowałem z większością hiszpańskich orkiestr. Teraz przyjąłem ofertę zostania dyrektorem artystycznym Orquesta Sinfónica de Navarra w Pampelunie. To piękne miasto.

Będzie pan tam prezentował muzykę polską?

Reklama
Reklama

Postaram się, ale Hiszpania jest w głębokim kryzysie i szuka oszczędności w każdej dziedzinie. Wszystkie orkiestry bronią się przed utworami wymagającymi angażowania muzyków z zewnątrz, więc wielkie dzieła Lutosławskiego czy Pendereckiego będą musiały poczekać na lepsze czasy. „Koncertem na orkiestrę" Lutosławskiego dyrygowałem jednak w Hiszpanii już wielokrotnie, tak samo jak utworami Karłowicza, Kilara czy Moniuszki.

rozmawiał Jacek Marczyński

Trudno jest żegnać się z Filharmonią Narodową po prawie 12 latach?

Antoni Wit:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Reklama
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Patronat Rzeczpospolitej
„Biały Kruk” – trwa nabór do konkursu dla dziennikarzy mediów lokalnych
Kultura
Unikatowa kolekcja oraz sposoby jej widzenia
Reklama
Reklama