W jaki sposób młodzi, niezawodowi aktorzy trafiali do pana filmów?
Kilkoma drogami. Dawaliśmy ogłoszenia do prasy i rzeczywiście sporo nastolatków przychodziło. Pamiętam na przykład, że do „Końca wakacji" organizowaliśmy nabór w Parku Rozrywki w Chorzowie i zjawiło się ok. 4000 młodych ludzi! Wybito szyby w pawilonie, musiała interweniować milicja. Drugim sposobem były dzieci znajomych związanych głównie ze środowiskiem filmowo-teatralnym, choćby Agata Siecińska (Karioka w serialu „Stawiam na Tolka Banana" – przyp. M.S.), córka znakomitego scenografa teatralnego i wybitnej plastyczki, która zresztą wybierała dla niej kostiumy do serialu. Następnie wizyty w szkołach, ogłoszenia w telewizji i... ulica, a na niej wyszukiwanie młodych ludzi, którzy z jakichś względów wydali mi się interesujący. Tak znalazłem choćby Mariana Tchórznickiego, Paragona z serialu „Do przerwy 0:1". Ten ostatni sposób dziś jest jednak nie do pomyślenia, z przyczyn wiadomych. Czasem dopisało szczęście, czasem... odpowiednie podejście. Ot, choćby Andrzej Kowalewicz, czyli Cygan z serialu „Stawiam na Tolka Banana", nie bardzo palił się do udziału w tym filmie. Tymczasem zależało mi niezmiernie, żeby wystąpił: uczył się w szkole muzycznej, miał cygańską urodę, był po prostu stworzony dla tej roli! Wpadłem na dość nietypowy pomysł: ponieważ lubił nosić długie włosy, a w tym czasie powszechnie w szkołach nastolatkom nakazywano skracanie fryzur, powiedziałem mu, że jeśli zagra w serialu – zachowa swoją bujną czuprynę. I to, jak mi się wydaje, przeważyło.
Korzystał pan także z wcześniejszych wyborów innych reżyserów.
Oczywiście, na przykład Henryk Gołębiewski, Roman Mosior czy Filip Łobodziński nie zadebiutowali u mnie, tylko u Janusza Nasfetera w filmie „Abel, twój brat". Tyle tylko, że oni byli u niego... sobą, a w moich serialach już świadomie coś kreowali.
Zdarzały się w pracy z młodymi sytuacje trudne?
Jestem człowiekiem wybuchowym, niesamowicie emocjonalnym. I raz jeden, przy „Zielonych latach", doszło do sytuacji, że w jakiejś scenie, za drugim czy trzecim razem podniosłem głos i młody bohater, Tomek Jarosiński, mi się rozpłakał. Przeprosiłem go i wszystko się ułożyło. Bywało, że na planie filmów zdarzały się sytuacje zgoła nieoczekiwane. I tak, na przykład, w „Podróży za jeden uśmiech" kręciliśmy scenę przejazdu Poldka i Dudusia furmanką, którą powoziła wybitna aktorka Jadwiga Chojnacka. Akcja rozgrywała się latem, ale kręcona była wczesną jesienią, bodaj w październiku. I odbieram rano Chojnacką na stacji w Puławach, a tu nie dość, że zimno, to jeszcze wszystko... przyprószone pierwszym śniegiem! Na szczęście stopniał, gdy dojechaliśmy na plan, w okolice Kazimierza Dolnego. Było jednak na tyle chłodno, że chłopakom wypowiadającym swoje kwestie leciała para z ust, musieli więc starać się mówić na wdechu, by nie było jej widać. W tym samym serialu jedna ze scen powstawała na stacji benzynowej. Przypadkiem podjechał tam superszybkim autem Andrzej Jaroszewicz, syn ówczesnego premiera, a z nim piękna Czeszka. Spytałem, czy może nam pożyczyć... samochód z dziewczyną, ale on sam nie zagra, bo za kierownicą usiądzie aktor, Mieczysław Voit. Jaroszewicz się zgodził. Henio (Gołębiewski – przyp. M.S.) zagaduje do Czeszki, ta odpowiada: „Nie rozumiem, nie rozumiem" – i wystawia twarz do słońca.