30 koncertów w ciągu 18 dni przy znakomitej frekwencji, kilkanaście tysięcy widzów, a znaczną ich część stanowią przybysze z zagranicy. Warszawa ma wydarzenie, którego europejski wymiar potwierdza nie tylko nazwa, ale i dobór wykonawców o światowych nazwiskach, muzyczny poziom i niebanalnie ułożony program.
Na zakończonym wczoraj festiwalu, który odbył się po raz dziewiąty, Chopin istotnie połączył się z Europą. Pozostaje jednak pytanie: ile razy w ciągu dwóch tygodni można wysłuchać dwóch koncertów fortepianowych, skoro Fryderyk więcej ich, niestety, nie napisał?
Festiwal broni się przed taką rutyną. Zaprasza pianistów różnych generacji i szkół. Proponuje Chopina granego na fortepianach współczesnych i sprzed ponad 150 lat. Przyczynia się w ten sposób do rozwoju tzw. wykonawstwa historycznego, które zajmuje się już nie tylko muzyką dawną, ale i tą z epoki romantyzmu.
Wdzięczna bitwa
Stało się ono znakiem firmowym festiwalu „Chopin i jego Europa”. Tu nie tylko koncerty Chopina, ale też wariacje Brahmsa w ujęciu holenderskiej Orkiestry XVIII Wieku czy „Symfonia fantastyczna” Berlioza (brytyjska Orkiestra Wieku Oświecenia) nabierają nowych barw. Odzyskują dawne, autentyczne brzmienie dzięki instrumentom z epoki.
Chopin i jego Europa 2013