Czy będą one także wydarzeniem literackim? Tak, ale jeszcze nie teraz.
Pierwsze zapiski prowadziła w gustownym, ozdobionym kameą pamiętniczku, który dostała w prezencie bożonarodzeniowym. Później pisała w zwykłych zeszytach. Każdy „tom" (tak je przez jakiś czas określała) obejmował od jednego do dwóch-trzech miesięcy. Na okładce zawsze widniał ten sam podpis. Bożena Ostoja. Przyszła poetka i znakomita „tekściara" – być może ze strachu, by jej zapiski nie wpadły w niepowołane ręce – podpisywała swoje dzienniki pseudonimem. Nazwisko „zapożyczyła" prawdopodobnie z jednego z pseudonimów scenicznych ojca. Skąd wzięła imię? Jedna Osiecka raczy to wiedzieć. Nie pierwsza to zresztą i nie ostatnia tajemnica dziennika. A po lekturze pytań rodzi się wiele... Ot, choćby takie:
Czy Los może mieć katar?
Tego nie wiadomo. Na pewno miewa humory. A to ktoś połamał słupki na przydomowym boisku do siatkówki. A to na zebraniu ZMP palnęło się coś od rzeczy i trzeba teraz świecić oczami przed dyrektorką. A to ukochany (lub znienawidzony) Janek, Bohuś czy inny Jureczek odwrócił się na ulicy, nie odwzajemniwszy pozdrowienia. Czasami zdarzają się jednak „tragedie", przy których zwykły katar to pryszcz! „Dostałam minus. Byłam strasznie nieszczęśliwa, tak nieszczęśliwa, że nie miałam siły rozpaczać. Życie stało się dla mnie ciemne i ponure" – napisze przyszła poetka po wpadce na lekcji języka polskiego. Bywa jednak i poważnie: rozpad małżeństwa rodziców, powracający strach przed wybuchem wojny i śmiercią, niespełniona miłość, koniec wieloletniej przyjaźni