Słowacki, który wielbił Szekspira, krytycznie oceniał Wielką Brytanię, głównie z powodu drapieżnego kapitalizmu. Mamy tego ślady w „Kordianie", gdzie drwi z płatnych ławek w londyńskich parkach.
Ciekaw jestem, jak czułby się w naszych czasach, gdy nowe słownictwo rodzi się z zetknięcia z angielszczyzną. Może powstałby na ten temat jakiś tyle piękny, co zjadliwy wiersz. Nam pozostaje proza życia, pogodzenie się z rzeczywistością oraz doskonalenie wiedzy na temat nowych słów.
Kiedy pojawiła się moda techno i jak grzyby po deszczu wyrastały kluby muzyczne, do młodzieżowego języka weszło słowo „clubbing". Oznaczało wesołe nocne pielgrzymki od klubu do klubu, odwiedzanie wiele przybytków rozrywki w celu poszukiwania lepszej muzyki albo znajomych. Chodziło też o to, żeby się nie nudzić i być ciągle w ruchu.
Teraz, gdy z pieniędzmi u młodych ludzi jest trochę gorzej, powróciły do mody imprezy w domach, czyli domówki. To ładne, nowe polskie słowo. Ale już zjawisko pielgrzymowania od domu do domu nazywane bywa z angielska „homeing" – pewnie w analogii do clubbingu. A może ktoś wymyśli polski ekwiwalent, choćby na miarę piękna niebotyku (wieżowiec), bo przecież można też teraz bawić się w niebotykach, których przybywa jak klubów.