„I znów work-life balance na miarę braku możliwości. Rowerem na spotkanie, dwie godziny fantastycznej pracy, rower z powrotem i szybka przebieżka. I pewnie czas na e-maile" – pisze na Facebooku koleżanka, prezes zarządu w dużej firmie public relations. Z dalszego ciągu wpisu można się domyślać, że tej równowagi między pracą a życiem osobistym nie udało się zachować. Dlaczego? Według psychologów tak modna dziś koncepcja work-life balance już jest... martwa. Zabiły ją nowe technologie.
Pomysł wywodzi się z lat 80. ubiegłego wieku. Był odpowiedzią na przepracowanie białych kołnierzyków. Efektem był pracoholizm i wypalenie zawodowe w biurze – i rozpad więzi społecznych, kłopoty ze zdrowiem w życiu prywatnym.
– To pomysł zakorzeniony w umysłach ambitnych profesjonalistów, którzy chcą mieć wszystko – pracę i zabawę, karierę i rodzinę – tłumaczy Holly Hamann z firmy marketingowej TapInfluencer.
Teraz problem wrócił ze zdwojoną siłą. – Wiele osób ma trudności z zachowaniem balansu między pracą i życiem, ponieważ widzą, że ich koledzy zostali zwolnieni. I mają teraz więcej obowiązków, a oprócz tego boją się, aby ich nie spotkał taki sam los – mówi portalowi WebMD psycholog dr Robert Brooks.
Również pracodawcy nie chcą słyszeć o work-life balance, bo w ich rozumieniu oznacza to, że pracownik wyłączy służbową komórkę i komputer o 18. A włączy o 9 rano.