Miał wszelkie dane ku temu, by zostać artystą świata. Jego rodzice byli Amerykanami o korzeniach żydowskich i rosyjskich, a on przyszedł na świat w 1930 roku w Paryżu i tam spędził pierwsze dwa lata życia. Ojciec był aktorem, śpiewakiem i nauczycielem muzyki, matka założyła Pittsburgh Youth Symphony Orchestra. W wieku 5 lat zaczął uczyć się gry na skrzypcach, dwa lata później skierowano go też na lekcje dyrygentury. I wkrótce poprowadził pierwszy koncert, mając w programie słynną „Niedokończoną" Symfonię Schuberta.
Między dziewiątym a piętnastym rokiem życie dyrygował większością orkiestr amerykańskich, mimo to zachował dystans do szybkich karier. – Dzieci mają intuicję, podobną może do mistrzów malarstwa naiwnego, a także niezwykłą umiejętność prowadzenia muzycznej frazy, jakiej nie są w stanie osiągnąć dojrzali artyści – tłumaczył „Rz". – Ale muzyka to nie tylko malarstwo, to także poezja, matematyka, filozofia, tenis i narciarstwo. Tyle trzeba zgłębić dziedzin, by stanąć przed orkiestrą i co najważniejsze, umieć pokazać wszystkie umiejętności. Dlatego nie polecam tego zajęcia młodym ludziom, ja też byłem zwykłym uczniem. Ale nie ukrywam, że w wieku 15 lat zgłębiłem już kilkadziesiąt symfonii, co bardzo mi się później przydało.
Nie sposób w kilku zdaniach przedstawić przebieg jego artystycznej drogi, wyliczyć wszystkich nagrań (jest ich ponad 300). Podobno dyrygował 200 orkiestrami, poprowadził w sumie ponad 7 tys. koncertów i przedstawień operowych. Także komponował, choć jego własna twórczość pozostawał w cieniu dokonań dyrygenckich. W XXI wieku zasłynął przede wszystkim jako szef w latach 2002-2009 Nowojorskich Filharmoników, z którymi był też w 2007 roku w Warszawie, ale przede wszystkim odbył wielkie tournee po Azji (2008), koncertując m. in. Korei Północnej, co było wydarzeniem nie tylko artystycznym, ale i politycznym. Od 2006 roku kierował Orquestra de la Comunitat Valenciana, doprowadził do artystycznego rozkwitu Operę w Walencji, która otrzymała nową, wspaniałą siedzibę – Palau de les Arts. Tam też zaprezentował w 2011 roku swoją operę „1984", którą skomponował na kanwie powieści Orwella. A potem przeniósł się do Monachium, by prowadzić tamtejszą Filharmonię.
Wraz z żoną, wybitną aktorką niemiecką, Dietlinde Turban stworzył w swej posiadłości w stanie Wirginia Castleton Festival, podczas którego pracował z młodymi muzykami. 28 czerwca pojawił się na na jego tegorocznym wieczorze inauguracyjnym. Miał dyrygować przedstawieniem „Madame Butterfly", ale nie był w stanie. Od kilku tygodni nie czuł się najlepiej, lekarze nie potrafili zdiagnozować choroby, podejrzewano, że to raczej efekt wyczerpania po intensywnej wiośnie, kiedy podróżował między Europą, Azją i Ameryką Północną. Oficjalny komunikat wydany w poniedziałek stwierdza, że śmierć nastąpiła w wyniku powikłań po zapaleniu płuc.
Jacek Marczyński
Więcej: www.maestromaazel.com