Premiera drugiej płyty grupy Noela Gallaghera zbiegła się z deklaracją, że jeśli kiedykolwiek dojdzie do comebacku Oasis, to tylko dla wielkich pieniędzy. Niemiecka „Gala" podała już nawet wymaganą kwotę: 20 mln funtów. Warto zanotować wzrost nie tylko sumy, ale i nadziei, bo jeszcze dwa lata temu Noel zapierał się, że o wspólnym graniu z rodzonym bratem Liamem nigdy nie będzie mowy. Dla pieniędzy można jednak pokochać nawet rodzinę.
Nie mając szansy na płytę Oasis, fani grupy muszą siłą rzeczy sięgnąć po „Chasing Yesterday" i nie będą z tego powodu bardzo zmartwieni, ponieważ główny kompozytor Oasis nie przeszedł zaskakującej przemiany: pisze takie piosenki jak kiedyś. Może trochę więcej melancholijnych.
Generalnie jednak z płodnością kompozytorską nie ma problemu. Jak sam mówił przed premierą, jeszcze z poprzedniej sesji zostały mu „tony utworów".
Producent albumu Mark Coyle określił styl nagrań jako bliski „Definitely Maybe" Oasis. I rzeczywiście, mamy do czynienia z podobną ścianą gitarowego dźwięku jak przed laty. Zaskakujący jest na pewno „Right Stuff", niezwykle stonowana, wyciszona kompozycja mająca charakter psychodelicznej medytacji. Zaskakuje również niezwykłe jak na Gallaghera solo gitarowe, zazwyczaj grał bowiem oszczędniej. Wspaniałe są partie saksofonów i freejazzowej trąbki.
Sensacją, zwłaszcza dla brytyjskich fanów, jest obecność na liście zaproszonych gości byłego gitarzysty The Smith. Johnny Marr ma wiele wspólnego z Noelem, od lat znajduje się bowiem w radykalnym sporze z wokalistą Morriseyem i absolutnie nie chce podejmować kwestii comebacku The Smith.