"Rzeczpospolita": Warszawski CDT zwany popularnie Cedetem, a potem Smykiem, został wymieniony w niemieckiej publikacji o architekturze XX wieku jako jedna z trzech najważniejszych polskich budowli. Dlaczego?
Waldemar Baraniewski: Bo jest najwybitniejszym w tej części Europy przykładem realizacji wszystkich zasad architektury nowoczesnej sformułowanych przez Le Corbusiera. Jest też niezwykły ze względu na czas, w którym powstał. Tak mogłaby wyglądać architektura środkowoeuropejska, gdyby nie 1949 rok, który wywrócił wszystko do góry nogami, rozpoczynając dogłębny proces stalinizacji życia politycznego, gospodarczego i kulturalnego.
Był budowany w latach 1948–1951. Niechęć władz do nowoczesności nie miała wpływu na ten projekt?
W 1949 roku budynek był już w stanie surowym. Na jednym z pierwszych socrealistycznych przeglądów architektury prawodawcy doktryny realizmu socjalistycznego zażądali wręcz zburzenia budynku. Bolesław Bierut uważał architekturę za najskuteczniej oddziałującą formę propagandy. CDT nie budził entuzjazmu władzy, bo mówił rzeczywistym językiem nowoczesności, a nie wymyślonym przez piewców nowej doktryny. Zadziwiał wielką, przeszkloną, rozświetloną bryłą. Przyciągał dynamicznym neonem, nocną restauracją na ostatniej kondygnacji i kawiarnią. No i jeszcze miał ruchome schody. Drugiego takiej klasy obiektu nie było w Warszawie.
W połowie lat 70. CDT przeżył poważny pożar. I już nie odzyskał pełnej świetności.
To nie całkiem prawdziwe stwierdzenie, były elementy, które zyskały na przykład okna. Kiedy wykańczano elewację CDT, żadna huta nie produkowała szyb o parametrach pozwalających przeszklić budynek tak, jak chciał architekt Zbigniew Ihnatowicz. Trzeba było wprowadzić więcej szprosów, czyli podziałów okiennych. W czasach, kiedy wybuchł pożar, były większe możliwości techniczne i przeszklono CDT według pierwotnego planu.
Teraz CDT został przejęty przez dewelopera i całkowicie zmieni wygląd.
To wyjątkowo skandaliczne postępowanie. Warszawa bezpowrotnie straci jedno z najwybitniejszych dzieł architektury. Mieliśmy dwa takie arcydzieła: Supersam i CDT. Supersam został zniszczony. Teraz ginie CDT i nasuwa się pytanie – gdzie są służby konserwatorskie? Już rozebrano część, w której mieściły się wspaniałe delikatesy – mogę przypuszczać, że rozpocznie się burzenie części administracyjnej, a bryła centralna zostanie rozebrana pod pozorem złego stanu konstrukcji na przykład. Chichot historii polega na tym, że w latach 50. Ihnatowicz został zmuszony do złożenia samokrytyki i wyznania, że zaprojektował źle skomponowaną bryłę. Zrobił to, by obronić siebie i swoją pozycję zawodową. Ta wymuszona stalinowska samokrytyka jest teraz wykorzystywana jako argument na rzecz przebudowy, a w istocie całkowitego zniekształcenia budowli. A firma deweloperska w materiałach informacyjnych sama siebie nazywa „obrońcą warszawskiego modernizmu". Kuriozalne.