"Rzeczpospolita": W czwartek w Łodzi na Międzynarodowym Festiwalu Poducentów Muzycznych Soundedit zostanie panu wręczona nagroda „Człowieka ze Złotym Uchem" w uznaniu za „wyjątkowe wykorzystanie muzyki dla pokojowych celów na świecie". Jak wielki znaczenie ma dla pana produkcja muzyczna?
Bob Geldof, wokalista The Boomtwon Rats:
Jeśli mam być szczery, to muszę wyznać, że nie lubię procesu produkowania i miksowania muzyki. Uważam go za niezwykle nudny. Nie mam w sobie cierpliwości, żeby ślęczeć nad procesem przygotowywania płyty. Jestem tylko dostarczycielem piosenek. Zawsze ceniłem takich ludzi jak George Martin, który wyczarował w studio brzmienie The Beatles, czy Jimmy Millera, który produkował albumy The Rolling Stones, ale sam nie czuję się producentem muzycznym. Nie postrzegam siebie jako inżyniera dźwięku. Nie nadawałbym się na klasycznego producenta zamkniętego w studio. Lubię pracę z ludźmi i pracę na żywo. Bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem jest dla mnie najważniejszy.
Płyty The Boomtwon Rats produkowali uznani artyści: Tony Visconti, nadworny producent Davida Bowie, T. Rex, czy Thin Lizzy oraz Robert John „Mutt" Lange, który jest odpowiedzialny za najpopularniejsze płyty AC/DC czy Def Leppard.
„Mutt" Lange był jeszcze dzieciakiem, kiedy powierzyliśmy mu produkcję naszej debiutanckiej płyty w 1977 roku. Po latach wyprodukował „Back In Black" AC/DC i stworzył brzmienie Def Leppard. Jest odpowiedzialny za sukces Shaniany Twain i najnowszą płytę Muse. Nauczyłem się od niego wszystkiego, jeżeli chodzi o pracę w studio. Ale sztuczki studyjne nie mają znaczenia, jeśli piosenka nie jest dobra. Dla mnie najważniejsze jest, żeby piosenka miała duszę.