Gdynia 2017: Debiutanci zaatakowali

Mocne filmy 30-latków. Szelc, Maślona, Domalewski, Pączek – te nazwiska trzeba zapamiętać.

Aktualizacja: 20.09.2017 23:49 Publikacja: 20.09.2017 18:51

Nicolas Bro, Dorota Segda i Artur Żmijewski w „Ataku paniki” Pawła Maślony

Nicolas Bro, Dorota Segda i Artur Żmijewski w „Ataku paniki” Pawła Maślony

Foto: Festiwal Filmowy w Gdyni

Z 17 filmów, jakie znalazły się w konkursie głównym festiwalu, aż osiem to debiuty. Bardzo wiele mówi to o dzisiejszym polskim kinie.

Okrzepło już pokolenie 40-latków – Małgorzata Szumowska, Bartosz Konopka czy Sławomir Fabicki mają za sobą po kilka filmów, nagrody na festiwalach i ustabilizowaną pozycję, jeśli w przypadku artystów w ogóle o stabilizacji można mówić. Od kilku lat do kina wchodzą 30-latkowie. Ci pierwsi, jak Jan Komasa czy Tomasz Wasilewski, mają już na koncie duże sukcesy. Do kolejnych filmów przygotowują się ubiegłoroczni debiutanci – twórca znakomitej „Ostatniej rodziny" Jan Matuszyński, Grzegorz Zariczny – autor skromnych „Fal", pełnych empatii dla ludzi, którzy nie złapali wiatru w żagle, czy Bartosz Kowalski, twórca szokującego, ważnego „Placu zabaw". A tegoroczny gdyński konkurs przynosi kolejną falę młodych debiutantów.

Świat pełen chaosu

Mają dobry warsztat, świadomość formy i świeżość. Nie boją się kina gatunkowego, ale też chętnie je przełamują, mieszając thriller z komedią i filmem obyczajowym czy wprowadzając do realistycznego opowiadania elementy metafizyki. I potrafią ostro obserwować wcale niełatwą rzeczywistość. Świat pełen chaosu, w którym ludzie się gubią. Rodziny kryjące mroczne tajemnice. Kulejącą współczesną moralność.

„Atak paniki" Pawła Maślony to fascynujący, „altmanowski" film o ludziach, którzy nie wytrzymują ciśnienia rzeczywistości. Dziewczyna zarabiająca na życie wideorozmowami porno, radiowiec tracący sens życia, poczytna pisarka kryminałów, która kiedyś postawiła na karierę, a teraz tęskni za uczuciem. Kelner żyjący w wirtualnym świecie i poniewierana przez niego matka, która swoją miłość przelewa na zwierzęta. Panna młoda na swoim weselu. Małżeństwo wracające samolotem z dalekiej podróży. Dzieciaki palące jointy. Ich losy jakoś – mniej lub bardziej – się zazębiają, choć niektórzy nie znają się nawzajem. Ale wszystkich dopada przerażenie.

– Mam wrażenie, że żyjemy dziś w poczuciu jakiegoś przeciążenia – mówi „Rzeczpospolitej" reżyser. – Nadchodzącego krachu.

Paweł Maślona przełamuje jedność czasu, perfekcyjnie prowadząc widza przez niepokojące opowieści. Wszystkie historie opowiedziane na ekranie wciągają, ale każdy znajdzie w „Ataku paniki" tę, która będzie mu najbliższa. I być może sam się przestraszy.

Tak naprawdę ataki paniki przeżywają też bohaterowie innych debiutanckich filmów, układających się w zapis naszych codziennych lęków, tym silniejszych i boleśniejszych, że nie ma dokąd się przed nimi schronić. Bo przestała zapewniać bezpieczeństwo rodzina. 30-latkowie opowiadają o jej degrengoladzie.

W „Wieży. Jasnym dniu" Jagody Szelc młoda kobieta, Kaja, przyjeżdża do rodzinnego domu po sześciu latach nieobecności. Na komunię siostrzenicy. I od razu wiadomo, że rodzina skrywa tajemnicę. Siostra, Mula, na powitanie zabrania jej rozmawiać na osobności z dziewczynką. Mała Nina nie wie, że to Kaja jest jej biologiczną matką. Wśród przygotowań do komunii i rozmów o niczym toczy się wielki dramat. Budzi się z letargu stara matka, od lat leżąca bez świadomości, Mula – dotąd władcza i zorganizowana – zaczyna tracić kontrolę nad życiem swoim i najbliższych. Zawodzi poczucie rodzinnej solidarności, zawodzi religia.

– Te dwie siostry są częścią mnie – mówiła w Gdyni Szelc. – Mula uważa, że na własność ma dom, rodzinę, miłość, pozycję społeczną. Ale nie możemy być właścicielami świata. Chciałam zrozumieć, co by się stało, gdybyśmy się wszyscy obudzili pewnego dnia z tym przeświadczeniem. Czy spowodowałoby to panikę czy może poczucie kompletnej wolności?

Wiwisekcją rodziny jest też mocna „Cicha noc" Piotra Domalewskiego. Chłopak przyjeżdża z zagranicy, po to, żeby sprzedać dom po dziadku i zyskać w ten sposób pieniądze na rozkręcenie biznesu w Belgii. I nagle w jeden wieczór wigilijny wybuchają skrywane rodzinne traumy. Alkoholizm ojca, przemoc w małżeństwie siostry, zdrada brata. Drobne zawiści, wielkie pretensje. Jest tu rozczarowanie ojca, który kiedyś nie dał sobie rady na emigracji, i mądrość matki usiłującej wszystkich zjednoczyć przy świątecznym stole. Ale jest też prowincjonalna Polska z jej rozbudzonymi ambicjami i niespełnieniami.

Z kolei spojrzeniem na rodzinę inteligencką jest „Reakcja łańcuchowa". Jakub Pączek proponuje współczesną historię o moralności. Główny bohater Adam to chłopak, który mimo trzydziestki jest uzależniony od matki. Od jej pieniędzy, ale też od przywiązania do niej – cokolwiek się dzieje, chłopak myśli głównie o tym, jak ucierpi jej wizerunek. Bo matka jest osobą medialną. Synem nigdy się nie zajmowała, choć w wywiadach bardzo lubiła powtarzać, że to on jest jej największych skarbem.

Pączek śledzi skomplikowane układy między Adamem a Martą, dziewczyną, z którą ma się – z aprobatą matki – ożenić. Ale są jeszcze: młody reżyser – były chłopak narzeczonej, jej siostra, a wreszcie dziewczyna, z którą wcześniej był Adam. Ta ostatnia zresztą tylko wirtualnie, bo zaginęła. Szuka jej matka, potem też policja.

Świadectwo czasu

Postacie, zwłaszcza władczej matki-monstrum, którą interesuje tylko własny wizerunek, są tu przerysowane, ale „Reakcja łańcuchowa" jest ciekawa. To film o manipulacji, niedojrzałości życiowej całkiem już dorosłych ludzi.

Obrazy 30-latków są świadectwem czasu, który obiecywał dobrobyt i spokój, a przyniósł polityczne zawirowania, konflikty, strach przed terroryzmem, język nienawiści, niepewność jutra, kryzys wartości. Otworzył świat, ale zabrał to, co tak bardzo ważne: codzienne poczucie bezpieczeństwa i solidarności. Zaaplikował ludziom samotność, zapełnił gabinety psychoterapeutów. Szelc, Domalewski, Maślona, Pączek zapisują na taśmie te współczesne lęki. Swoje, a może po prostu nasze.

Z 17 filmów, jakie znalazły się w konkursie głównym festiwalu, aż osiem to debiuty. Bardzo wiele mówi to o dzisiejszym polskim kinie.

Okrzepło już pokolenie 40-latków – Małgorzata Szumowska, Bartosz Konopka czy Sławomir Fabicki mają za sobą po kilka filmów, nagrody na festiwalach i ustabilizowaną pozycję, jeśli w przypadku artystów w ogóle o stabilizacji można mówić. Od kilku lat do kina wchodzą 30-latkowie. Ci pierwsi, jak Jan Komasa czy Tomasz Wasilewski, mają już na koncie duże sukcesy. Do kolejnych filmów przygotowują się ubiegłoroczni debiutanci – twórca znakomitej „Ostatniej rodziny" Jan Matuszyński, Grzegorz Zariczny – autor skromnych „Fal", pełnych empatii dla ludzi, którzy nie złapali wiatru w żagle, czy Bartosz Kowalski, twórca szokującego, ważnego „Placu zabaw". A tegoroczny gdyński konkurs przynosi kolejną falę młodych debiutantów.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone