Przełom pokazuje choćby zmieniający się stosunek do golfa. Na początku muzycy przyrzekli sobie, że jako członkowie rockowej grupy nie splamią się rozrywką bogaczy. Teraz grają w golfa, zasłaniając się charytatywnym celem.
Na okładce widzimy trzymającą się za ręce parę: syna Bono i córkę gitarzysty The Edge, która ma na głowie hełm, co typowe dla czasów, kiedy kobiety walczą z męską opresją. Pasuje do tego przebój „You're The Best Thing About Me", którą Bono napisał, gdy przyśniło mu się, że popsuł małżeństwo z Ali. A jednak śpiewa z kokieterią macho: „Jestem kłopotem, który sprawia ci radość".
Tytuł albumu, tak jak poprzedniego, zaczerpnięty został z Williama Blake'a. Ale o ile „Piosenki niewinności" były powrotem do punkowych czasów, kiedy muzycy chcieli zmienić świat, o tyle nowy album przypomina lustro, w którym doświadczony gwiazdor prowadzi ze sobą publiczny dialog. Musi to mieć kabotyński, błazeński posmak. Metafizyczną kurtynę tego teatru stanowią niejasne sugestie Bono, że otarł się o śmierć. Skądinąd wiadomo, że zamachowiec z Nicei nie dotarł do restauracji, gdzie muzyk jadł kolację, choć miał niedaleko.
Niemal operowa uwertura sytuuje Bono „po drugiej stronie teleskopu", przez który widać siedem miliardów gwiazd. Sprytnie lawiruje między pychą idola a skromnością jednego z mieszkańców Ziemi. Za mało tu jednak autoironii, która imponowała podczas pełnego szyderstw wobec rocka i polityków tournée „Zoo TV". A przecież Bono bywa parodią gwiazdy. Odwiedza telewizyjne programy z włosami zaczesanymi jak Elvis, nosząc różowe okulary lennonki. Hołdując modzie, śpiewa z użyciem vocodera, by brzmieć jak „Frank Sinatra na Księżycu". Na szczęście w „The Showman" ujawnia paradoks politycznej poprawności, która uwikłała się w hipokryzję i komercję: „Udając, potrafię jednocześnie mówić rzeczy/ Które, śpiewając samotnie, zamieniasz w prawdę".
Z tej perspektywy łatwiej przyjmować posłannictwo Bono w „Lights of Home", kiedy powtarza, że chce być „przyjacielem Jezusa", a jednocześnie wadzi się z nim i namawia nas, żeby być sobą. Powraca też do tematu Ameryki z okresu „The Joshua Tree". W „Get Out of Your Own Way" i „American Soul" U2 towarzyszy raper Kendrick Lamar, u którego oni gościli na płycie „Damn". Jemu oddali pełne gniewu partie. Ciekawe, czy gdy mówi o „błogosławionych kłamcach, którym przypadła w udziale kłopotliwa prawda", ma na myśli Bono śpiewającego o demonstracjach.
Z kolei w „Summer of Love" obraz ogrodnika z Aleppo, którego kwietnik zamienił się w lej po bombie zderzony jest z tęsknotą do „lata miłości". „The Red Flag Day" opowiada o tych, którzy płyną do Europy, kiedy kąpiel jest zakazana, oraz o tym, że musimy zapomnieć o własnych lękach, kiedy inni walczą o życie.