Ciekawe, że niewątpliwe zwycięstwo Donalda Tuska w debacie telewizyjnej z Jarosławem Kaczyńskim nie przełożyło się na wyraźną poprawę notowań Platformy Obywatelskiej względem Prawa i Sprawiedliwości. Nie sądzę też, żeby znacząco wpłynęło na wynik wyborczy, choć to tylko spekulacja, której nigdy nie uda się sprawdzić, gdyż nigdy nie będziemy wiedzieć – nawet po 21 października – jaki byłby rezultat, gdyby Tusk słabiej wypadł w TV.
Niewątpliwie rozmaici specjaliści od wizerunku politycznego, których namnożyło się w Polsce, będą rozważać rozmaite przyczyny tego braku przełożenia zwycięstwa w debacie na wynik wyborczy – jak przewiduję. Ja jednak uważam, że ten brak przełożenia ma dużo głębsze przyczyny, zupełnie niezwiązane z tym, kto co powiedział w debacie w ubiegły piątek, nie mówiąc już o tym, kto jak wyglądał, jak się uśmiechał i jak miał zawiązany krawat.
Sedno sprawy moim zdaniem tkwi w tym, że w szerokim odczuciu społecznym (całkowicie zresztą uzasadnionym) Platforma nie zajmuje jasnego i jednoznacznego stanowiska w sprawie, którą PiS uczyniło główną osią tej kampanii, a którą można hasłowo przedstawić jako konflikt III i IV RP.Wielkim wstępnym zwycięstwem Jarosława Kaczyńskiego było to, że w „agendzie” kampanii (która przecież została zainicjowana w terminie i na warunkach jemu dogodnych) to właśnie stało się główną linią podziału zakreśloną przez partię rządzącą. Nie spór między lewicą a prawicą, socjalizmem a liberalizmem, Wschodem a Zachodem, post-Solidarnością i postkomunizmem, miastem i wsią, pobożnością i bezbożnością, prawdziwymi i farbowanymi Polakami ani żadna inna linia podziału, jakie rzeczywiście lub rzekomo występują w polskim społeczeństwie, lecz właśnie to: fundamentalna wizja państwa.
I pomijając względy strategiczne, które niewątpliwie przemawiały w umyśle Jarosława Kaczyńskiego za zakreśleniem tej właśnie linii podziału, trzeba przyznać, że w dużej mierze PiS ma rację: zgadzam się, że właśnie to jest obecnie fundamentalnym wyborem, przed jakim stoją Polacy. Choć mam odwrotne od pisowskiego zdanie na temat wyboru, jaki jest dla Polski najlepszy w tej mierze, zgadzam się ze zdaniem tej partii, że to w samej rzeczy fundamentalna sprawa, jaką w tych wyborach parlamentarnych należy tak lub siak rozstrzygnąć.
Otóż dramat (jeśli nie jest to zbyt pompatyczne słowo) Platformy polega na tym, że zarówno w umysłach wyborców, jak i w rzeczywistości politycznej rozróżnienie między III a IV RP nie wpływa na wybór między PO a PiS. Gdyby tak było, tzn. gdyby PO prezentowała fundamentalną niezgodę wobec wizji państwa, konstytucji i prawa promowanej przez PiS, byłoby jej łatwiej wypracować sobie jasny wizerunek wyborczy i nakreślić swą odrębność od PiS. Tymczasem pod wieloma względami PO jest w tym samym stronnictwie, jeśli chodzi o IV RP, co PiS, tyle że jest tam z mniejszym zacięciem i zapalczywością, co niewątpliwie stanowi poważne utrudnienie w kampanii.