"Rz" ujawniła nieznane okoliczności porwania Piotra Stańczaka. Inżynier Geofizyki został uprowadzony 28 września 2008 r. w Pakistanie przez grupę uzbrojonych talibów.
Polskie władze oficjalnie podawały, że porywacze zabili trzech mężczyzn podróżujących ze Stańczakiem. Historia wyglądała jednak inaczej. Ujawniliśmy, że w samochodzie jechał z Polakiem jeszcze jeden pasażer – Pakistańczyk. Przeżył atak, bo znał talibów, ale nie był zamieszany w porwanie. Polski wywiad wpadł na jego trop już w październiku 2008 r. Od tego czasu nasze służby bezskutecznie prosiły stronę pakistańską o pomoc w przesłuchaniu świadka. Ale tamtejsze służby zwlekały. Zgodziły się dopiero w czerwcu (Stańczaka zamordowano w lutym).
Mimo oficjalnej zgody polskie służby niczego się nie dowiedziały. – Choć chcieliśmy przesłuchać świadka porwania podczas niedawnego pobytu w Pakistanie, nie doszło to do skutku – przyznaje prokurator Robert Majewski z pionu ds. przestępczości zorganizowanej w stołecznej prokuraturze apelacyjnej. Dlaczego? – Decyzyjność leżała po stronie pakistańskiej, która powoływała się na określone okoliczności – odpowiada.
Generał Sławomir Petelicki, twórca GROM, wskazuje jeszcze na inne problemy związane z pomocą uprowadzonemu Polakowi: – Po weryfikacji polskie służby wojskowe zostały rozbite i nie były partnerem dla służb pakistańskich. A szanse na uwolnienie Polaka były od samego początku minimalne, bo terroryści chcieli go zabić, by pokazać bezwzględność.
Jego zdaniem nierealne było też odbicie Polaka. – Amerykanie wchodzą do Pakistanu od strony Afganistanu głębiej niż 14 km, a my musielibyśmy wejść aż 100 km. Taka operacja by się nie udała – ocenia Petelicki.