Reklama

Policja kontra ustawa hazardowa

Bezpieczeństwo. Z analizy KGP, do której dotarła „Rz”, wynika, że planowane w ustawie zmiany umożliwiają pranie pieniędzy

Publikacja: 10.10.2009 04:30

„Rz” dotarła do analizy Komendy Głównej Policji przygotowanej w związku z pracami nad projektem ustawy hazardowej. Policja przestrzega: niektóre propozycje mogą sprzyjać szarej strefie, a wręcz umożliwiać pranie pieniędzy. I podpowiada, co zrobić, by w biznesie hazardowym ukrócić nadużycia.

– Zgłosiliśmy uwagi krytyczne dotyczące projektu tzw. ustawy hazardowej – przyznaje „Rz” komendant główny policji gen. Andrzej Matejuk.

Kategoryczny sprzeciw policji budzi pomysł zniesienia limitów dotyczących lokalizacji kasyn i salonów gier na automatach. Znalazł się on w pierwotnej wersji projektu ustawy o grach losowych z maja 2008 r. I choć później z niego zrezygnowano, lobby hazardowe co jakiś czas próbuje go forsować.

Dziś – jak wynika z danych policji – w kraju działa 27 kasyn i ok. 200 salonów gier. Obowiązujące od lat 90. limity przewidują, że jedno kasyno przypada na 250 tys. mieszkańców, a salon gier na 100 tys. Policja ostrzega: limitów nie wolno znosić.

„Proponowana rewolucyjna zmiana (czyli likwidacja limitów – red.) spowoduje znaczny wzrost liczby kasyn i salonów gier” – czytamy w piśmie z maja 2008 r. komendanta głównego policji do wiceministra finansów Jacka Kapicy. Grozi to utratą kontroli państwa nad sferą hazardu i tym, że część rynku mogłyby przejąć grupy przestępcze – ostrzega szef policji.

Reklama
Reklama

KGP idzie dalej i proponuje zupełną nowość – by ustawa określała minimalną odległość między poszczególnymi punktami, w których stoją automaty do gier o niskich wygranych (tzw. jednoręcy bandyci, można tam wygrać maksymalnie równowartość 15 euro). – Proponujemy, aby dzielił je przynajmniej kilometr – przyznaje Mariusz Sokołowski, rzecznik KG Policji. Chodzi o to, by takich automatów było mniej.

– Wydaje się to uzasadnionym rozwiązaniem – ocenia prof. Andrzej Rychard, socjolog.

Zwraca uwagę, że u osób korzystających z takich urządzeń motywacja do gry nie jest silna, wielu gra, bo urządzenie jest blisko. – Gdyby musieli gnać kilkaset metrów, prawdopodobnie by tego nie robili – mów prof. Rychard. I zaznacza: – Branża hazardowa powinna być pod ścisłą kontrolą i reglamentacją państwa.

Zgadza się z tym poseł PO Andrzej Kania. – Należałoby przyjąć w ustawie zapisy, które maksymalnie ochronią przed wpływem hazardu dzieci i młodzież – podkreśla poseł, który niedawno postulował, by wprowadzić większe odległości między lokalami z automatami do gry a szkołami (dziś to 100 metrów) i zakazać umieszczania ich np. na dworcach i stacjach metra.

Policja zwraca uwagę na jeszcze jedno – obejście ograniczeń związanych z działalnością tzw. jednorękich bandytów jest bardzo łatwe. W punkcie gier nie może być więcej niż trzy automaty. – Ale wystarczy postawić ścianki działowe i są odrębne punkty – mówi Sokołowski. – Uważamy, że trzeba doprecyzować definicję punktu gry, bo obecna to pole do nadużyć.

KGP proponuje też, by liczba zezwoleń na prowadzenie punktów gier z takimi automatami była uzależniona od liczby mieszkańców. Tak jak przy pozwoleniach na prowadzenie kasyn i salonów gier.

Reklama
Reklama

Limitów lokalizacyjnych nie chciało Ministerstwo Finansów. Początkowo proponowało, żeby zrezygnować z nich nawet w wypadku kasyn i salonów, a wiceminister finansów Jacek Kapica absurdalnie tłumaczył, że to „ogranicza swobodę prowadzenia działalności gospodarczej”.

Tymczasem skalę nadużyć obrazuje akcja CBŚ z kwietnia, najmocniejsze dotąd uderzenie w nielegalny hazard. Policjanci w 100 lokalach w całym kraju zabezpieczyli ponad 300 tzw. jednorękich bandytów. – Pierwsza przebadana partia, co potwierdził biegły, nie spełniała wymogów – mówi „Rz” Janusz Kordulski z Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. W czym rzecz? Choć są to automaty do gier o niskich wygranych, umożliwiają grę za stawki przewyższające te dozwolone. – Na jednym automacie właściciel zarabia ok. 8 – 10 tys. miesięcznie. Ale po nielegalnej zmianie oprogramowania grający zamiast dozwolonej stawki, wrzuca do automatu większe sumy. W efekcie rosną zyski właściciela – mówi „Rz” Paweł Wojtunik, szef CBŚ.

Na rynku jest ok. 50 tys. „jednorękich bandytów” należących do 53 firm. Wątpliwości policji – co wynika z analizy – budzi 17 firm i ok. 120 osób z nimi związanych (w analizie nie ma konkretnych nazw i nazwisk). Jak na uwagi policji patrzy resort finansów? Które z policyjnych propozycji weźmie pod uwagę, będzie wiadomo, gdy powstanie ostateczny projekt.

[ramka][b]Afera, która doprowadziła do przetasowań w rządzie[/b]

W wyniku działalności lobbystów przy tworzeniu zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych Skarb Państwa mógł stracić nawet 500 mln zł – podało w ubiegłą środę CBA.

Dzień później „Rzeczpospolita” ujawniła szczegóły afery hazardowej. Biznesmeni z branży hazardowej Ryszard Sobiesiak i Jan Kosek lobbowali u szefa Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Zbigniewa Chlebowskiego i ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. Pierwszy miał blokować prace nad ustawą. Drugi wysłał pismo do ministra finansów, w którym postulował usunięcie z niej niekorzystnych dla lobbystów zmian. Obaj stracili stanowiska. Z rządu odeszli także wicepremier Grzegorz Schetyna (lobbyści powoływali się na niego), minister sprawiedliwości Andrzej Czuma, a także wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld.

Reklama
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Do kiedy wysłać prezenty, żeby dotarły przed świętami? Poczta Polska podała daty
Warszawa
Kolejne dziesiątki milionów w remont Sali Kongresowej. Termin otwarcia się oddala
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama