Około 20 osób z transparentami pojawiło się przed budynkiem Uniwersytetu Pedagogicznego tuż przed rozpoczęciem uroczystości. Byli wśród nich trzej profesorowie uczelni, którzy w liście otwartym napisali, że decyzja o przyznaniu doktoratu była niezgodna z wolą większości obecnych na posiedzeniu Rady Wydziału Humanistycznego uczelni, a sam pomysł "zainspirowały" władze uniwersytetu.
"Najpierw pomysł podsunięto Instytutowi Filozofii i Socjologii, gdzie został odrzucony przez Radę tegoż Instytutu, a potem Instytutowi Politologii, którego Rada go zatwierdziła" - stwierdzili w przekazanym mediom liście. - Mogę tu być, bo na uczelni wprowadzono właśnie godziny rektorskie, więc nie mam zajęć - powiedział "Rz" prof. Ryszard Kantor, jeden z autorów listu. Protestującym, którzy - nawiązując do wypowiedzi Adama Michnika - na innej tablicy napisali m.in.: "Żądamy przyznania doktoratu honoris causa Czesławowi Kiszczakowi - człowiekowi honoru" - towarzyszyła dyskretna "ochrona" policji. Nie do końca wiadomo którym wejściem Adam Michnik wszedł do budynku. Bocznym - mówi ks. Isakowicz-Zaleski, ale dwaj inni uczestnicy pikiety mówią, że jednak głównym wejściem.
Do auli, gdzie odbywała się uroczystość, wejść można było z zaproszeniem lub legitymacją dziennikarską. Dlatego protestujących tam nie wpuszczono. Jeden z przeciwników tego wyróżnienia - Krzysztof Bzdyl dostał się jednak na salę, ale kiedy zaczął wznosić okrzyki: Hańba!" został z niej wyprowadzony.
Władze Uniwersytetu Pedagogicznego, które zapewniały że wniosek o nadanie tego doktoratu poparła ponad połowa uczestniczących w głosowaniu reprezentantów Wydziału Humanistycznego, a następnie - Senatu, nie przywiązywały szczególnej wagi do protestu. Jej rektor prof. Michał Śliwa - podkreślając zasługi redaktora "Wyborczej" dla wolności słowa - mówił przed uroczystością mediom, że gdyby nie Adam Michnik, protestującymi zainteresowałoby się SB, a potem trafiliby do aresztu.
Można zatem uznać, że nie "Solidarność", nie Jan Paweł II, nie robotnicy, ale późniejszy naczelny "Gazety Wyborczej" obalił komunizm - stwierdzili wówczas przeciwnicy wyróżnienia. Szczególnie oburzył ich fakt nagradzania kogoś, kto - ich zdaniem - jest uwikłany w bieżący spór polityczny.