Od soboty gazety nie ma już w kioskach. Wydawca tytułu zawiesił gazetę bez uprzedzenia w miniony piątek tuż przed zamknięciem wydania. Redaktor naczelny nie miał więc szans poinformować kilkunastu tysięcy czytelników o decyzji wydawcy. W poniedziałek w redakcji rozdzwoniły się telefony z pytaniami o los tytułu. 18 piszących dziennikarzy i garstka pracowników sekretariatu poszła na zaległe urlopy.
Czy „Trybuna” – która powstała na gruzach „Trybuny Ludu”, oficjalnego organu PZPR i największego tytułu wspierającego system komunistyczny – ostatecznie zniknie z rynku?
– Mam nadzieję, że nie – odpowiada Wiesław Dębski, obecny redaktor naczelny dziennika. – Nasz wydawca prowadzi rozmowy z potencjalnymi inwestorami, które mają się zakończyć w połowie stycznia 2010 roku. Liczę na to, że będą pomyślne i tytuł wróci na rynek.
Do piątku Dębski był przekonany, że kryzys, który dotarł do Polski, nie dotknie „Trybuny”. Dlaczego? – Bo praktycznie nie mamy reklam, więc ich spadek, który tak dotknął innych tytułów, nas nie obszedł – wyjaśnia. – Niestety okazało się, że w kryzysie wierzyciele są mniej skłonni do prolongaty długów.
Pierwszy krok do odzyskania swoich pieniędzy zrobiły Zakłady Graficzne Dom Słowa Polskiego, które obok ZUS są największym wierzycielem tytułu. W lipcu tego roku wystąpiły do sądu o ogłoszenie upadłości spółki Ad Novum, wydawcy gazety. – Ten ruch nas pogrążył, bo uaktywnili się również pozostali wierzyciele i z dnia na dzień zostaliśmy bez pieniędzy – zdradza Dębski.