Cały świat zaszokowała podana dziś rano wiadomość, że z Auschwitz zniknął napis "Praca czyni wolnym" - jeden z symboli niemieckiego, nazistowskiego obozu, który wykonali w 1940 roku polscy więźniowie polityczni pod kierownictwem Jana Liwacza (numer obozowy 1010). Polacy mieli wówczas świadomie odwrócić w nim literę B jako przejaw nieposłuszeństwa i sygnał, co naprawdę dzieje się w obozie.
- To potworna profanacja, trudna do pojęcia - powtarza dziennikarzom Jarosław Mensfelt, rzecznik prasowy muzeum. - To się nie mieści w głowie.
Pracownicy Muzeum podkreślają, że taki czyn uderza w pamięć o przeszło milionie osób zamordowanych tu przez Niemców.
Oburzenie tym niebywałym aktem wyraził już polski wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer, a także izraelski Instytut Yad Vashem. "To rzeczywiste wypowiedzenie wojny ze strony elementów, których tożsamości nie znamy, ale podejrzewam, że chodzi tu o neonazistów kierujących się nienawiścią do obcych" - twierdzi w specjalnym oświadczeniu dyrektor Instytutu Awner Szalew.
Zaszokowany kradzieżą jest też przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek. - Jestem bardzo zasmucony. Obóz w Auschwitz, miejsce tak wstrząsającej zbrodni, która spowodowała tak straszliwy ludzki dramat, powinien być w absolutnie szczególny sposób szanowany - powiedział mediom. I zaapelował do sprawców kradzieży o zwrot tablicy.