Podstawowe - wydawałoby się - dla dziennikarstwa pytanie „Jak jest?”, zastępowane jest przez relacjonowanie, co mówią sondaże i co o tych, „których lubimy” mówią ci, „których nie lubimy”.
Próbka? Proszę bardzo. W dzisiejszej „Gazecie Stołecznej”, dodatku do warszawskiego wydania „Gazety Wyborczej”, na pięć dni przed wyborami samorządowymi pierwszą stronę otwiera duży tytuł : „Kogo ceni prezes PiS, a kogo warszawiacy”.
I od razu wiadomo kto jest dobry, a kto be. Dla mało lotnych, odpowiednie wnioski wykładane są w podtytule: „Większość warszawiaków dobrze ocenia cztery lata rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO). Tylko 8 proc. uważa jej prezydenturę za fatalną. Podobnie krytyczny osąd ma prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Czyli - jeśli wkurzają cię korki i niezrealizowane inwestycje w Warszawie, dobrze się zastanów. Może już jesteś chory z nienawiści, jak Kaczyński. A to dla „młodego, wykształconego mieszkańca wielkich miast” hańba tak dotkliwa, że zagłosuje w najbliższą niedzielę na Hanię, choćby od lat kręcił nosem na zarządzanie miastem. Gazeta nie kusi się na drukowanie w ostatnim tygodniu kampanii własnej serii tekstów - co się Pani Gronkiewicz-Waltz, udało a co nie. Takie wskazania, owszem, są w dzisiejszym tekście, ale trzeba je żmudnie wyszukiwać. Lepiej sugerować emocje wyrazistym tytułem i drukować pozytywne sondaże. A może te pochlebne sondaże to właśnie efekt taryfy ulgowej dla Pani Hani ze strony m.in. „Gazety Stołecznej”?
Coś mi się widzi, że takie relacjonowanie świata to raczej ćwiczenie odruchów psów Pawłowa.