„Dzięki uproszczeniu i uporządkowaniu przepisów rząd PO-PSL jest liderem w liczbie podpisanych umów na budowę dróg i autostrad (…) Jeszcze w styczniu odpowiedzialny za budowę dróg wiceminister infrastruktury Radosław Stępień zapowiadał: - Do 2012 roku powstanie szkielet polskiego systemu komunikacyjnego składający się z autostrad A1, A2 i A4, który do 2015 r. będzie liczył około 1800 km autostrad i około 2000 km dróg ekspresowych”.
Autor przypomina, że od tych zapowiedzi nie minął rok, a plany bardzo ograniczono. Trzy tygodnie temu Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło, że do końca 2013 r. powstanie ok. 1,5 tys. km autostrad i około 1,3 tys. km dróg ekspresowych - mniej, niż obiecywano – przypomina Kublik.
Ale, jak się okazuje, jest jeszcze gorzej. „Najbardziej bulwersują zapowiedzi Ministerstwa Infrastruktury o możliwości anulowania dziesiątków zaawansowanych przetargów na budowę nowych dróg. (…) Pod topór mogą pójść trwające ponad rok przetargi na budowę ekspresowej siedemnastki z Kurowa do Lublina oraz równie długo trwające przetargi na ekspresową siódemkę na Pomorzu i od Radomia do Skarżyska-Kamiennej (tu na przełomie września i października już otwarto oferty wykonawców). Zagrożone są też zaawansowane przetargi w Wielkopolsce i w Lubuskiem” – pisze Andrzej Kublik. „Nic dziwnego, że wrze w samorządach, które z dnia na dzień dowiedziały się, że budowa oczekiwanych dróg może zostać zatrzymana wtedy, gdy wydawało się, że wreszcie ruszy. I dziwi, dlaczego rząd dopiero po wyborach samorządowych uznał, że może zabraknąć pieniędzy na te inwestycje - które przecież nie są finansowane z budżetu” – czytamy w „Wyborczej”.
Oczywiście to zupełny przypadek, że rząd ogłosił te decyzje po wyborach samorządowych. Nie ma na to pewno żadnego związku z kampanią Platformy Obywatelskiej, tysiącami billboardów (dez)informujących o tym, jak to buduje różne rzeczy „z dala od polityki”. Po pierwsze - nie z dala od polityki. Po drugie – jednak nie buduje.
Niezbyt miły dla rządu komentarza w „Dzienniku Gazecie Prawnej” opublikował Bartosz Marczuk. „Na luty rząd zaplanował prawdziwą ofensywę przeciw starszym osobom. W ustawie o zwolnieniach w urzędach bez ogródek zapisał, że jako pierwsi mają tracić etaty. Nieważne, jak pracujesz, jak jesteś twórczy i ile masz energii. Starsza osoba musi odejść. I to wbrew wyrokom Sądu Najwyższego, który zakazuje zwalniania za wiek. Na koniec, we wrześniu, ci, którzy łączą już emeryturę i pracę, stracą świadczenie, jeśli wcześniej nie odejdą z firmy. Jaki będzie tego efekt? Zostaną na emeryturze, a pracować będą w szarej strefie. Albo, co gorsza, w ogóle nie będą. To, że wzrosną wydatki na świadczenia socjalne, że z rynku pracy odejdą twórcze osoby, to głupota. Do tego przywykliśmy. Nieludzkie jest jednak, że ludziom, którzy oddają się z zapałem pracy i wolą być potrzebni, niż siedzieć na kanapie, mówimy – was już nikt nie potrzebuje” – czytamy w „DGP”.