– To będzie proces, który pokaże, na czym polega i jak wygląda wolność słowa w tym państwie, w którym teraz żyjemy, a które miało być niepodległą Polską – zapowiadał wcześniej poeta Jarosław Marek Rymkiewicz i wzywał wszystkich swoich sympatyków, by przyszli do sądu.
Odzew był spory: na rozprawie, którą koncern Agora, wydawca „Gazety Wyborczej", wytoczył poecie, zjawiło się tak dużo ludzi, że nie pomieścili się ani w sali rozpraw, ani na sądowym korytarzu.
– To hańba. Kto to widział, żeby w wolnej Polsce po sądach ciągać takich ludzi jak pan Rymkiewicz. To zamach na wolność słowa – emocjonował się pan Marek z podwarszawskiego Milanówka, gdzie mieszka pisarz.
Oburzenia nie krył też syn poety Wawrzyniec Rymkiewicz. – Od lat 60. i procesu Janusza Szpotańskiego nie zdarzyło się, by pisarz był sądzony za swoje opinie. To powrót do lat PRL – przekonywał.
O co tyle zamieszania? Agora żąda od Rymkiewicza przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na cel społeczny. Chodzi o wypowiedź dla „Gazety Polskiej" z sierpnia 2010 r. komentującą sprawę krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Poeta stwierdził wówczas m.in., że redaktorzy „GW" są „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski" oraz iż „pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami".