O przekazanie danych z telefonów dziennikarzy Macieja Dudy (TVN 24) i Cezarego Gmyza ("Rzeczpospolita") Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu zwróciła się do operatorów sieci komórkowych w grudniu 2010 r. Wojskowi prokuratorzy chcieli poznać billingi i esemesy dziennikarzy śledczych.
Sprawa miała związek z odsunięciem od śledztwa smoleńskiego prokuratora Marka Pasionka. Pasionek był skonfliktowany z szefem Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztofem Parulskim. Przełożeni podejrzewali go o przekazywanie tajemnic postępowania mediom i funkcjonariuszom amerykańskich służb specjalnych. W efekcie Pasionka odsunięto od śledztwa, a w sprawie domniemanych przecieków wszczęto postępowanie. Umorzono je w połowie grudnia ubiegłego roku. Pasionkowi nie postawiono żadnych zarzutów. Mimo to toczy się wobec niego postępowanie dyscyplinarne.
To właśnie w aktach sprawy Pasionka Cezary Gmyz natknął się na swoje billingi. - Kiedy w aktach sprawy prokuratora Marka Pasionka odkryłem swoje billingi, byłem w szoku. Po raz kolejny zostałem poddany inwigilacji w celu wykrycia, kim są moi informatorzy pragnący zachować anonimowość - komentował dziennikarz śledczy "Rz".
29 grudnia "Rz" i portaltvn24.pl ujawniły, że prokurator wojskowy Łukasz Jakuszewski miał żądać od operatorów telefonicznych wykazu wszystkich połączeń, a także treści otrzymywanych i wysyłanych przez dziennikarzy esemesów za okres od 30 kwietnia do 15 listopada 2010 roku. Domagał się też ujawnienia "pełnych danych personalnych i adresów abonentów", z którymi się kontaktowali.
W ten sposób śledczy weszli w posiadanie listy nazwisk i nazw instytucji, z którymi dziennikarze kontaktowali się w ramach wykonywania swoich obowiązków, oraz wykazu otrzymanych i wysłanych esemesów. Jak poinformowała w miniony weekend "Gazeta Wyborcza" w tekście "Prokuratura wojskowa sześć razy złamała prawo", operatorzy odmówili jednak śledczym ujawnienia treści esemesów, uzasadniając, że treść korespondencji można wydać tylko za zgodą sądu.