Rząd chce podpisać konwencję Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Jedną z konsekwencji jej przyjęcia byłoby ściganie gwałtu z urzędu, a nie – jak dotąd – tylko na wniosek ofiary. Wystarczyłoby np. zawiadomienie kogoś z bliskich ofiary czy świadka przestępstwa.
– Opowiadamy się zdecydowanie za tym, żeby gwałt był ścigany z urzędu, chociaż wiemy, że to rodzi także konsekwencje, które mogą być dotkliwe dla ofiary – zapowiadał tuż przed Dniem Kobiet Donald Tusk. Według premiera skutki ścigania gwałtu wyłącznie na wniosek ofiary są "upiorne", a przemoc seksualna pozostaje praktycznie bezkarna.
– Wolałabym, żeby gwałt ścigano z urzędu. Czułabym się bezpieczniej, choć ja na policję i tak się zgłosiłam – powiedziała "Rz" 23-letnia ofiara tego przestępstwa.
– Szukam pomocy u psychologa i anonimowo w Internecie. Na policję nie poszłam. Bałam się, że niczego nie udowodnię, a policja uzna, że to moja wina – twierdzi Anna, ofiara gwałtu, do jakiego doszło jesienią 2010 r. po zabawie w dyskotece w Krakowie.
Do Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krakowie (pomaga m.in. ofiarom przestępstw) takich osób zgłasza się rocznie nawet ok. 200. Na policję trafia najwyżej kilkadziesiąt.