Pozew wobec Skarbu Państwa na 100 tys. zł za naruszenie prawa do swobodnego opuszczania kraju oraz na równowartość 1 mln funtów za utracony wielomilionowy kontrakt z brytyjską spółką – to konsekwencje działania wrocławskich prokuratorów.
W środę późnym wieczorem radca prawny Tomasz Tuczapski chciał na wrocławskim lotnisku wsiąść do samolotu do Londynu. Jednak podczas kontroli został zatrzymany przez Straż Graniczną. Dlaczego?
– W komputerowej ewidencji widniało zlecenie, że ma prokuratorski zakaz opuszczania kraju. Został poinformowany, że wyjechać nie może i zwolniony – mówi "Rz" Renata Sulima, rzeczniczka Straży Granicznej we Wrocławiu.
Sęk w tym, że zakaz został uchylony przez sąd cztery miesiące temu.
W listopadzie 2009 r. Tuczapski został zatrzymany przez ABW. Wrocławska prokuratura postawiła mu zarzut współudziału w wyprowadzeniu ok. 12 mln zł z Południowo[pauza]Zachodniej SKOK we Wrocławiu. Akt oskarżenia do dziś nie trafił do sądu. A sprawa od początku budzi wiele kontrowersji.
Już w 2010 r. Helsińska Fundacja Praw Człowieka alarmowała, że prowadzący wówczas śledztwo prokurator Robert Mielczarek łamie prawa człowieka. Gdy sprawą zainteresowała się "Rz", Mielczarek został odsunięty od śledztwa – oficjalnie z powodu rotacji kadrowych. Z kolei 30 listopada 2011 r. wrocławski Sąd Rejonowy uchylił nałożony przez prokuraturę ponad rok wcześniej zakaz opuszczania kraju przez Tuczapskiego. Prokuratura nie zawiadomiła o tym Straży Granicznej. Dlaczego?
– To powinien zrobić sąd – mówi Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Ale zdaniem sędziego Marka Poterskiego, rzecznika wrocławskiego Sądu Okręgowego, odpowiedzialność spada na prokuraturę.
– Tak wynika z wewnętrznego regulaminu prokuratury. Skoro prokuratura jest dysponentem postępowania, to ona powinna powiadomić odpowiednie instytucje – mówi sędzia.