Nastały ciężkie czasy dla kierowców. Nie dość, że cena benzyny sięga 6 zł za litr, to jeszcze coraz większych kwot domagają się od nich przyciśnięte kryzysem samorządy. Choć oficjalnie miasta zaklinają się, że nie chodzi o łatanie kosztem kierowców dziur w budżecie.
Od dziś w Poznaniu strefa płatnego parkowania będzie obowiązywała nie jak dotąd od godz. 10, lecz od 8 rano. Kierowcy zapłacą też za postój w soboty pomiędzy godz. 10 a 14. Zmiany mają przynieść miastu dodatkowych 300 tys. zł miesięcznie. Roczny zysk z całej strefy sięga 20 mln zł.
Na tym nie koniec. Magistrat zamierza rozszerzyć strefę o kolejne dzielnice. – Jazda samochodem do centrum powoli staje się nieopłacalna. Gdzie mogę, wyruszam tramwajem – przyznaje pan Bartosz z Poznania.
Zdaniem urzędników o to właśnie chodzi. – W Poznaniu jest więcej aut niż w Berlinie. Dążymy do tego, by rozładować zatłoczone centrum. Stawiamy na komunikację miejską i rowery – podkreśla Dorota Wesołowska z Zarządu Dróg Miejskich. Problem w tym, że lada chwila w mieście podrożeją też bilety komunikacji miejskiej. Np. 15-minutowy z 2 do 2,6 zł. – Miasto łata budżet na wszelkie możliwe sposoby – twierdzi radny PiS Szymon Szynkowski.
Ale Poznań nie jest wyjątkiem. W lutym ceny za postój w mieście podniosła Bydgoszcz. Liczba płatnych miejsc wzrosła o 200. – Rewolucja nastąpi w przyszłym roku, gdy powstanie druga podstrefa – zapowiada Krzysztof Kosiedowski z Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy.