Wpis w księgach wieczystych nie oznacza, że Stanisław Kołata jest właścicielem jeziora – uważają urzędnicy. Co z tego, że kupił Stacinko w 2000 roku, jeśli w myśl prawa wodnego już od 1962 roku należało ono do państwa.

Zgodnie z tymi przepisami, skarb państwa jest bowiem właścicielem wszystkich jezior przepływowych (takich, do których woda wpływa lub z nich wypływa). Nowelizacje ustawy, w tym zmiana z 2001 roku tę zasadę potwierdziły.

Stanisław Kołata walczy o 16-hektarowe jezioro przed sądem. Jak pisała „Rz", przegrał już proces w I instancji, a w podobnej sytuacji są setki właścicieli jezior w całym kraju. Wielu z nich dopiero w ostatnich latach dowiedziało się, iż nawet odziedziczone po rodzinie zbiorniki i te kupione od skarbu państwa po 1962 roku wcale do nich nie należą. Wszystkie takie umowy sprzedaży, z mocy prawa wydanego w PRL nie mają znaczenia.

Gdański Sąd Okręgowy nie orzekł dziś jednak ostatecznie, czy jezioro Stacinko także należy do skarbu państwa. – Zdecydowano o powołaniu biegłego, który ma ocenić, czy prócz jeziora mam prawo do kilku hektarów gruntu wokół niego – mówi Stanisław Kołata. – Nie zrezygnuję z walki o jezioro, choćbym miał pójść do Strasburga.

Jemu i innym poszkodowanym przez przepisy z 1962 roku osobom stara się pomóc Helsińska Fundacja Praw Człowieka w Warszawie. – Wydaje się, że skuteczne byłoby wniesienie skargi do Trybunału Konstytucyjnego i zakwestionowanie niejasnej definicji jeziora przepływowego – mówi Michał Chylak, który zajmuje się tymi przypadkami.