Wieniawa, honor, ojczyzna

Najsłynniejszy kawalerzysta II RP urodził się na Kresach, w Maksymówce koło Stanisławowa. I na kresach zasłużył na Virtuti Militari

Publikacja: 15.09.2012 01:01

Wieniawa, honor, ojczyzna

Foto: ROL

Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

W przedmowie do przetłumaczonej przez siebie biografii brawurowego napoleońskiego kawalerzysty generała Lassale,a napisał, że dwa są zawody godne wyzwolonego i niepodległego mężczyzny: poeta i kawalerzysta. Bolesław Wieniawa-Długoszowski był i poetą, i kawalerzystą. Pamięci o sobie nie zawdzięcza jednak ani wierszom, ani wojennym czynom. Poezja jego, choć dowcipna i zgrabna, także żołnierska, tworzona podczas służby w Legionach, nie była przecież czymś, co traktował bardzo poważnie. Niemniej jednak w dokumentach wojskowych w rubryce zawód pisał: literat.

Barwna postać dwudziestolecia

Był odważnym żołnierzem, wykazał się bohaterstwem. W niepodległej Polsce był jednym z dowódców jednostek kawalerii. Jeśli jednak pamiętamy do dziś o Wieniawie, to głównie dzięki legendzie, jaka go otacza.

Stał się bowiem barwną postacią dwudziestolecia międzywojennego, bywalcem znanych lokali Adria i Ziemiańska, a także miejsca w zupełnie innym stylu – knajpy U Grubego Joska na Gnojnej. Gościł w kabarecie Qui Pro Quo. Przyjaźnił się z Tuwimem i Słonimskim. Ten ostatni pisał: „Dzwoniąc szablą, od progu idzie piękny Bolek, ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek". Cezar to oczywiście Piłsudski.

Był bohaterem licznych anegdot oraz szopek satyrycznych. Przypisywano mu wjazd konno do Adrii i powiedzenie: „Skończyły się żarty, zaczęły się schody". Lubił kobiety i alkohol. Ceniono jego poczucie humoru i dowcip.

W „Ułańskiej jesieni" pisał:

Lecz gdyby mi kazały wyroki ponure
Na ziemi się meldować, by drugi raz żyć,
Chciałbym starą z mundurem wdziać
na siebie skórę,
Po dawnemu wojować, kochać się i pić.

Czy jednak tak chciałby być zapamiętany? Jako przyjaciel artystów, kawalarz i birbant?

Artysta staje się żołnierzem

Podobno ojciec zmusił go do wybrania praktycznego kierunku studiów. Skończył więc medycynę, ale lekarzem nie został.

Kilka lat przed I wojną światową spędził w Paryżu. Zaangażował się mocno w życie polskiej kolonii artystycznej. Był jednym ze współzałożycieli Towarzystwa Artystów Polskich w Paryżu. Na zdjęciu zrobionym podczas otwarcia akademii malarskiej Gustawa Gwozdeckiego widzimy Wieniawę-Długoszowskiego w towarzystwie Eugeniusza Zaka, Andrzeja Struga, Xawerego Dunikowskiego. Trochę malował, był studentem Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie, kształcił się jako malarz w Paryżu. Tłumaczył wiersze Baudelaire,a z tomu „Kwiaty zła".

I nagle w tym życiu paryskiego cygana następuje zwrot.

Wieniawa zakłada Koło Nauk Wojskowych, które w 1913 roku zgłasza akces do Strzelca, kształcącego kadry oficerskie przyszłej armii polskiej. W tym samym roku, w 50. rocznicę powstania styczniowego, Towarzystwo Artystów Polskich, którego jest czynnym członkiem, organizuje wieczór literacki. Tematy referatów to m.in. „Psychika pokolenia 1863 roku", „O rozkoszy słuchania rozkazu" i „Zmartwychwstanie". W 1914 roku jest na wykładzie Piłsudskiego „O polskim ruchu strzeleckim". „Od dziś uważam się za żołnierza, bo mam wodza" – pisał Wieniawa w liście do brata. Wybór żołnierskiej drogi spowodowany był dziedzicznym obciążeniem, nie tak rzadkim w polskich rodzinach. Ojciec Wieniawy walczył w powstaniu styczniowym, dziadek w powstaniu listopadowym, pradziadek był żołnierzem napoleońskim.

Zaufany Piłsudskiego

6 sierpnia 1914 roku 33-letni Bolesław Wieniawa-Długoszowski jest wśród żołnierzy kompanii kadrowej, która stanie się legendą Wojska Polskiego. Odnajduje swoje miejsce w legionowej kawalerii – szwadronie ułanów Beliny. Wsławia się w boju pod Marcinkowicami. W 1915 roku zostaje adiutantem Piłsudskiego. I od tego momentu nawiązuje się między nimi silna więź. Piłsudski ceni jego poczucie humoru, szczerość, fantazję. Nie to jest jednak najważniejsze. „Za to go lubię, że gdy był mus, mogłem na niego liczyć bez względu na położenie". Piłsudski wiedział też o absolutnej lojalności i dyskrecji Wieniawy. Dlatego tez wybrał go w 1916 roku, obok Kazimierza Sosnkowskiego, na świadka przejścia ponownie na katolicyzm, co miało pozostać na razie w tajemnicy. Oraz na świadka ślubu z Aleksandrą Szczerbińską. A gdy około roku 1930 zamierzał się rozwieść – jak utrzymuje jedna relacja – to właśnie Wieniawa-Długoszowski miał pojechać do papieża z prośbą o unieważnienie małżeństwa. „Kilku tylko ufałem bezgranicznie, że oni mnie ani moich tajemnic nie sprzedadzą, wolnie czy bezwiednie, ani przyczynią się do osłabienia woli czy nerwów, ani wreszcie swoją niedostatecznie udolną pracą nie wywołają z mojej strony nadmiaru pracy i nerwowego wysiłku" – pisał w dedykacji dla Wieniawy na egzemplarzu „Roku 1920". Były to podziękowania za jego służbę podczas wojny polsko-bolszewickiej, gdy Wieniawa był adiutantem Naczelnego Wodza.

Wieniawa otrzymał order Virtuti Militari za spokój i brawurową odwagę w bitwie pod Marcinkowicami, podczas cofania się oddziału, i zachowanie się pod Kostiuchnówką, gdzie przenosił pod ogniem rozkazy do walczących w pierwszej linii. „Kiedy huraganowy ogień artylerii rosyjskiej zniszczył połączenia telefoniczne, w żaden sposób nie można było się skontaktować z wysuniętym w pierwszej linii stanowiskiem zwanym redutą Piłsudskiego i kiedy wszyscy wysyłani na skutek morderczego ognia wracali z niczym, Piłsudski zdecydował się wysłać swego adiutanta" – pisał jeden z biografów Długoszowskiego. Wieniawa wypełnił rozkaz.

Twarz aktora lub dyplomaty

Piłsudski, który miał wielu kandydatów na stanowiska dowódcze w armii, chciał Wieniawę widzieć w dyplomacji. Tam potrzebował zaufanego, dyskretnego człowieka. Wieniawa jeździł do Paryża z listem od Piłsudskiego do Dmowskiego, delegata na konferencję wersalską. Przygotowywał wizytę Naczelnika Państwa nad Sekwaną w 1921 roku. Został attaché wojskowym w Bukareszcie, co miało być przygotowaniem do kariery dyplomatycznej. Zdaniem szefa dyplomacji Józefa Becka Piłsudski wiedział, że „Wieniawa nigdy moralnie się nie pośliźnie na posadzkach obcych salonów". Ale aż do śmierci Marszałka Wieniawa nie został dyplomatą. Podobno Piłsudski mówił, że z taką twarzą jak Wieniawa powinno się zostać albo dostojnikiem Kościoła, albo aktorem, albo dyplomatą właśnie. Zagniewany zaś odmową Wieniawy Marszałek miał ze złością rzucić maciejówką o ziemię i powiedzieć: „Nieszczęście z tym Wieniawą, mógłby być ambasadorem, mężem stanu, a on nic, tylko wciąż mnie nudzi, że chce szwoleżerami dowodzić".

A miał kwalifikacje na wysokie stanowiska w armii. Ukończył z wynikiem bardzo dobrym, osiągając siódmą lokatę na 72 uczestników, kurs w Wyższej Szkole Wojennej. „Oficer wybitny, bardzo inteligentny" – pisał kierownik kursu, francuski pułkownik Faury.

Może wydać się to dziwne i nieprawdopodobne, że Wieniawa, wpatrzony w Piłsudskiego, nie dał mu się nakłonić do przejścia do dyplomacji. Ile to razy różni ludzie obejmujący wysokie stanowiska wygłaszali formułkę, że prezydentowi, premierowi, szefowi partii się nie odmawia. Wieniawa odmówił. Anegdota mówi, że argumentował tak: „W kawalerii można robić głupstwa, ale nie świństwa. W dyplomacji zaś można dopuszczać się świństwa, lecz nie głupstw". Nie wiadomo, czy naprawdę tak powiedział. Natomiast w liście do Piłsudskiego pisał: „Jedna z osób bliskich Komendantowi powiedziała o mnie, że robię przy Komendancie karierę. Został mi od tego czasu pewnego rodzaju uraz psychiczny, niezwykle silny i bolesny, w formie lęku przed tego rodzaju opinią [...]. Dlatego Komendancie, nie przez lenistwo, nie przez sobkostwo, lecz przez pokorę, ale i przez przekór uchylałem się od przyjęcia różnych, niejednokrotnie zaszczytnych obowiązków".

Następne zdanie listu może tłumaczyć zachowania się Wieniawy, te właśnie, które tworzyły jego legendę, w tym skłonność do alkoholu.

„A potem przychodził żal i rozpacz, że Komendantowi, właśnie Komendantowi, robię zawód, stąd lekceważące gesty w stosunku do samego siebie, stąd głupstwa i szaleństwa".

Po maju 1926 roku – przygotowywał demonstrację zbrojną i towarzyszył wtedy Marszałkowi podczas słynnego spotkania z prezydentem Wojciechowskim na moście Poniatowskiego – został dowódcą 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, wywodzącego się z legionowego oddziału Beliny, którego był żołnierzem. Potem awansował na dowódcę brygady i dywizji kawalerii. Został generałem. Jednak kariera wojskowa i odmowa służby w dyplomacji – a mówiono, że być może miał zostać nawet ministrem spraw zagranicznych – wykluczyła go z grona kilku osób, z którymi Piłsudski omawiał najważniejsze sprawy państwowe.

Był przy śmierci Marszałka, organizował jego pogrzeb. „Szaleńcze, co uzdę starasz się nakładać sam sobie, nie dla starej przyjaźni, lecz dla honoru służby ze mną" – pisał do Wieniawy Piłsudski. Gdy zabrakło Marszałka, zaczął pić ponad miarę. Czuł się odsunięty przez nową ekipę rządzącą wojskiem.

Swoją drogą, lekceważył znaczenie broni pancernej i lotnictwa. Uważał, że kawaleria ma nadal swoją rolę do odegrania. W czym zresztą się wcale bardzo nie pomylił. We wrześniu 1939 roku polska kawaleria przecież nie walczyła szablami i lancami, co pokazały hitlerowskie filmy propagandowe i Andrzej Wajda w „Lotnej", lecz karabinami oraz bronią przeciwpancerną. Była rodzajem szybko przemieszczającej się piechoty.

Wzorowy ambasador

Z zagubienia i depresji wyrwał Wieniawę minister spraw zagranicznych Józef Beck. Po bardzo udanej wizycie Wieniawy we Włoszech na czele delegacji polskich kombatantów Beck zaproponował mu stanowisko ambasadora w Rzymie. Pułkownik Marian Romeyko wspominał, że gdy w tym samym czasie szef sztabu generalnego zakomunikował mu o nominacji na stanowisko attaché wojskowego w rzymskiej placówce, zapytał jednocześnie: „Panie pułkowniku, czy pan pije?". A gdy Romeyko oświadczył, że tak, szef sztabu odparł: „Pan nie może jechać do Rzymu".

Ostatecznie jednak Romeyko został attaché pod warunkiem, że nie tylko nie będzie namawiał Wieniawy do picia, ale będzie go przed alkoholem powstrzymywał. Okazało się to zupełnie niepotrzebne. Podczas misji w Rzymie ambasador Wieniawa-Długoszowski nie nadużywał alkoholu. „Zachowywał chwalebny i niemal przesadny umiar" – zaświadczał rezydujący wówczas w Wiecznym Mieście ksiądz Walerian Meysztowicz.

We wrześniu 1939 roku Ignacy Mościcki, zamierzający zrezygnować z urzędu, mianował generała Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego następcą prezydenta Rzeczypospolitej. Znał dobrze opinię Piłsudskiego o Wieniawie jako człowieku o wysokim poczuciu honoru, wybitnej ideowości, nadającego się wzorowo do prac polityczno-wojskowych, niezdolnego do uległości wobec zagranicy, obdarzonego talentami dyplomatycznymi. Marszałek stwierdził kiedyś, że powierzał Wieniawie zadania o państwowym charakterze, którym nie podołali ministrowie.

Objęcie przeydentury przez Wieniawę-Długoszowskiego  storpedował rząd francuski, inspirowany przez Sikorskiego i jego polityczne otoczenie. Jedni i drudzy nie życzyli sobie, by prezydentem został człowiek tak silnie związany z Piłsudskim.

Francuzi, nasi sojusznicy, oświadczyli, że nie widzą możliwości współpracy z prezydentem Wieniawą. Pojawił się wtedy haniebny argument o alkoholowym nałogu, niemający wówczas uzasadnienia, a służący jedynie do utrącenia Wieniawy jako prezydenta RP. Na rzymskiej placówce Wieniawa pozostał do czerwca 1940 roku, gdy władze Włoch, przystępując do wojny, nakazały zamknięcie ambasady RP. Do tego czasu, dzięki swoim doskonałym stosunkom z Włochami, w tym z ministrem Galeazzo Ciano, Wieniawa zrobił wiele, by polscy żołnierze mogli przejechać spokojnie przez terytorium Italii do formującej się armii we Francji, udzielał pomocy uchodźcom. Z honorem i chwalebnie wypełnił w tym trudnym czasie swoją misję ambasadora.

Wszyscy byli odwróceni

Był jednym z tych, którzy w sposób bardzo dramatyczny przeżyli utratę niepodległości przez Polskę. Dopóki był ambasadorem, pracował dla Polski. Pozbawiony tej funkcji czuł się niepotrzebny. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Słał stamtąd listy do generała Sikorskiego z prośbą o przydział do wojska. Prosił go o to już w październiku 1939 roku.

Premier i Naczelny Wódz nie odmawiał wprost. Wieniawa pisał, że chętnie przyjmie, jak to obiecywał Sikorski, „jedno ze skromnych stanowisk dowódczych w wojsku polskim na terenie Wielkiej Brytanii". Ostatecznie skończyło się na propozycji objęcia stanowiska posła RP w Hawanie. Wieniawa mógł odczuć to jako zesłanie, odepchnięcie od żołnierskiej pracy. Zgodził się jednak. Lecz w przededniu wyjazdu na placówkę, 1 lipca 1942 roku, wyskoczył z balkonu swego nowojorskiego mieszkania przy Riverside Drive. W kieszeni piżamy znaleziono list: „Myśli plączą mi się po głowie i łamią jak zapałki lub słoma. Nie mogę spamiętać najprostszych nazw miejscowości, nazwisk ludzi oraz prostych wypadków z mego życia. Nie czuję się w tych warunkach na siłach reprezentować rządu, gdyż miast pożytku mógłbym zaszkodzić sprawie".

Panuje przekonanie, że Polacy potrafią się zjednoczyć w obliczu wroga. I tak było rzeczywiście. Zawsze jednak znajdą dość siły, by nawet wtedy zwalczać się nawzajem. To Piłsudski powiedział, że Polacy są najzawziętszymi wrogami między sobą. Tak działo się na wojennej emigracji. Wezwania Wieniawy do pogodzenia się, do pojednania między piłsudczykami i sikorszczykami, wywoływały u jednych i drugich niechęć oraz złość.

Sikorski nie mógł przełamać nieufności wobec Wieniawy, jednego z najbliższych ludzi Marszałka. Prominentni piłsudczycy zaś bardzo źle patrzyli, że właśnie Wieniawa koresponduje z Sikorskim, prosi go o możliwość służby w wojsku, wreszcie przyjmuje stanowisko w dyplomacji. Uważali to za zdradę i Wieniawa o tym wiedział. Jego samobójstwo miało zapewne wiele przyczyn. Szok po wrześniowej klęsce, poczucie, że nic nie może zrobić dla Polski, nieufność ze strony rządu na emigracji i potępienie ze strony piłsudczyków.

Ostanie słowa napisane przez generała Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego brzmiały: „Boże, zbaw Polskę".

Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

W przedmowie do przetłumaczonej przez siebie biografii brawurowego napoleońskiego kawalerzysty generała Lassale,a napisał, że dwa są zawody godne wyzwolonego i niepodległego mężczyzny: poeta i kawalerzysta. Bolesław Wieniawa-Długoszowski był i poetą, i kawalerzystą. Pamięci o sobie nie zawdzięcza jednak ani wierszom, ani wojennym czynom. Poezja jego, choć dowcipna i zgrabna, także żołnierska, tworzona podczas służby w Legionach, nie była przecież czymś, co traktował bardzo poważnie. Niemniej jednak w dokumentach wojskowych w rubryce zawód pisał: literat.

Pozostało 96% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej