Dla porównania warto dodać, że gdy weźmie się pod uwagę całą populację wierzących, wskaźnik odmawiających Różaniec codziennie albo przynajmniej raz w tygodniu spada do 23 proc. Mniej, ale i tak jest to wartość znacząca. I jeszcze jedna liczba: ponad 82 proc. badanych dla „Niedzieli" przyznało, że nosi na szyi medalik albo ma przy sobie obrazek z wizerunkiem Matki Bożej. Nasza pobożność jest maryjna. I bywa krytykowana za sentymentalizm, słodką uczuciowość, za rytualizm; obwiniana o brak związku między religijnością a życiem codziennym. Słowem: za powierzchowność. Problem polega na tym, że o takie same braki można by obwiniać każdy inny rodzaj pobożności. Sprawa ma bowiem szerszy kontekst.
– Dobrze jest odróżnić pobożność od duchowości – mówi dr teologii Monika Waluś, która wykłada m.in. mariologię. – To naturalne, że pobożność wyraża się w znakach, gestach, gdyż jako ludzie żyjący w ciałach potrzebujemy zewnętrznych znaków. Trudno jednak po samych znakach określić, czy jest to rzeczywiste życie wiarą, czy tylko płytka dewocja. I dodaje: – Zawsze byli tacy, którzy zatrzymywali się na znakach zewnętrznych, niezależnie od rodzaju praktyk pobożnościowych, i tacy, którzy szli w wierze głębiej. Nie każdy jest o. Pio czy Matką Teresą, ale ciągle się rozwijamy – mówi dr Waluś.
Dzieło Prymasa Tysiąclecia
Umocnienie pobożności maryjnej w Polsce w ostatnim półwieczu było w ogromnej mierze dziełem prymasa Stefana Wyszyńskiego, który wokół kultu Maryi zbudował program Wielkiej Nowenny, przygotowujący millennium chrztu Polski. Program, który był dalekowzroczny i błogosławiony dla Polski, wówczas spotkał się z wewnątrzkościelną krytyką środowiska „Znak", czego echa, jak się wydaje, trwają do dziś. Tymczasem nieporozumienie polega na niezrozumieniu myśli prymasa. Celem Jasnogórskich Ślubów Narodu, wokół których koncentrowała się Wielka Nowenna, nie było rozwijanie dewocji, ale moralna i religijna odnowa narodu. Był to program indywidualnej walki z nałogami i przywarami oraz wiązania wiary z życiem codziennym, braniem w nim odpowiedzialności m.in. za trwałość małżeństw, ochronę życia nienarodzonych, sprawiedliwość społeczną. Program prymasa był wezwaniem do naśladowania życia Maryi w wyrzeczeniu się siebie dla innych aż po krzyż. „Nie wystarczy się modlić do Matki Bożej w niedzielę i święto; trzeba współpracować z Nią‚ przyjmując odpowiedzialność za Kościół‚ idąc Jej śladami‚ nawet jeśli to droga pod krzyż" – pisał prymas. Nie można obwiniać go za to, że nie dotrzymali ślubów ci, którzy zdecydowali się złożyć przyrzeczenia. Ale nie tylko prymas Wyszyński umacniał polską maryjność. Czynili to jego poprzednik prymas August Hlond i papież Jan Paweł II, którego duchowość zawierała się w zawołaniu „Totus tuus". Maryjnych było wielu świętych i założycieli zgromadzeń zakonnych.
– Maryjność nie jest dodatkiem do chrześcijaństwa. Jest istotną jego częścią. Maryja została zaproszona przez Boga do udziału w zrealizowaniu planu zbawczego człowieka poprzez udział we wcieleniu Jezusa – podkreśla o. prof. Grzegorz Bartosik, franciszkanin i mariolog, wykładowca UKSW.
Wyjaśnia, że duchowość maryjna, której pobożność jest tylko wyrazem, składa się z dwóch elementów.
– Pierwszy oznacza naśladowanie Matki Bożej w życiu poprzez pokorę, czyli pokorne spojrzenie na Pana Boga, siebie i świat oraz posłuszeństwo Słowu Bożemu i natchnieniom Ducha Świętego. Drugi element to wzywanie orędownictwa Matki Bożej, zwłaszcza w trudnych chwilach w życiu osobistym czy narodowym – tłumaczy o. prof. Bartosik. I dodaje: