Niemieckie strzały wyborcze

Dziadek z Wehrmachtu zadziałał, Erika Steinbach już nie.

Publikacja: 30.04.2014 02:00

Kongres Liberalno-Demokratyczny, czyli pierwsza partia Donalda Tuska, był finansowany z pieniędzy niemieckiej CDU. Pieniądze dostarczano w reklamówkach, a politycy KLD wymieniali marki w kantorach.

Takie rewelacje pojawiły się w książce Pawła Piskorskiego „Między nami liberałami", której najsmaczniejsze fragmenty opublikował tygodnik „Wprost". Opozycja jest zachwycona. Już żąda wyjaśnień, czy to prawda i co politycy KLD obiecali politykom CDU w zamian za marki niemieckie.

Premier twierdzi jednak, że cała historia wyssana jest z palca. – Nie brałem żadnej pożyczki od CDU ani jako szef KLD, ani jako zwykły obywatel, ani później jako szef PO ?– oświadczył wczoraj szef rządu.

Czy domniemane finansowanie Kongresu przez CDU pogrąży Platformę Obywatelską? – Nie sądzę – mówi Wojciech Jabłoński, politolog i specjalista od marketingu politycznego. – Po pierwsze, minęło od tamtej historii zbyt dużo czasu, a po drugie, zarzut niejasnego finansowania podnosi polityk, który w sprawie finansów sam ma dużo za uszami.

Politolog dodaje, że obecna kampania jest toczona przez gigantów, więc nie ma w niej miejsca na afery wyciągane przez kandydatów z politycznego marginesu.

Eksperci: wątki antyniemieckie powrócą po 2020 r. Dziś te tendencje wyraźnie widać w Grecji

– Gdyby jeszcze ten problem wyciągnął na światło dzienne Jarosław Kaczyński, to gra byłaby warta świeczki, a tak widzę tylko kompromitację polityka z i tak już zszarganą reputacją – mówi Jabłoński.

Tusk może się więc czuć niezagrożony. Ale w przeszłości wątki niemieckie wpływały na wynik wyborów.

W 2005 r. sprawa dziadka Donalda Tuska, który służył w Wehrmachcie, przesądziła o przegranej PO w wyborach prezydenckich. A początkowo wydawało się, że wrzutka Jacka Kurskiego, który rozpoczął aferę wywiadem dla tygodnika przedruków, będzie miała co najwyżej negatywny wpływ na samo PiS.

Podniosły się bowiem głosy oburzenia na nieczystą grę PiS. Lech Kaczyński odciął się od tej sprawy i nawet oficjalnie odsunął Kurskiego od kampanii. Sztab PO popełnił jednak błąd, gdyż zaprzeczył rewelacjom Kurskiego, a później okazało się, że to jednak była prawda. W konsekwencji Tusk przegrał prezydenturę.

– Tych historii nie można jednak porównywać – mówi politolog Rafał Chwedoruk. – Tamta wydarzyła się przed drugą turą wyborów, w których trzeba pozyskać bardzo różny elektorat. A czasami jedyne, co je łączy, to wspólny wróg, dlatego w wyborach prezydenckich kampania negatywna ma tak ogromne znaczenie – dodaje.

Jednak nie był to jedyny niemiecki strzał w polskich wyborach. W 2011 r. Jarosław Kaczyński w przedwyborczej książce „Polska naszych marzeń" poświęcił parę zdań Angeli Merkel. Napisał, że jej kanclerstwo „nie było wynikiem czystego zbiegu okoliczności". I dodał, że „od Polski Merkel chce przede wszystkim miękkiego, ale jednak podporządkowania".

To był punkt zwrotny w kampanii PiS. Media wałkowały ten temat bez przerwy, przypominając antyniemieckie nastawienie PiS i dając okazję politykom PO do snucia katastroficznych wizji rządów Kaczyńskiego.

W rezultacie PiS przegrało wybory do Sejmu z wynikiem o 10 pkt proc. gorszym od PO, na co na początku kampanii się nie zanosiło.

– To był bardzo ważny moment kampanii – przyznaje Chwedoruk. – I nie chodzi tylko o to, że PO mogła przekonywać niezdecydowanych, iż dojście PiS do władzy oznacza destabilizację relacji z naszym głównym partnerem handlowym.

Ta argumentacja padła wówczas na podatny grunt , bo w Polskę z całą siłą uderzył akurat kryzys gospodarczy. ?– Ostatnia rzecz, jakiej sobie życzyli wówczas wyborcy, to brak stabilizacji w relacji z Niemcami i całą UE – ocenia politolog.

Wizerunek PiS jako partii antyniemieckiej został wzmocniony wcześniej, w kwietniu 2011 r., gdy PiS opublikował „Raport o stanie Rzeczypospolitej". Jego autorzy stwierdzili, że śląskość jest „odcięciem się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej". Jarosław Kaczyński rozwinął tę myśl, mówiąc, że na Śląsku za kulturę odpowiada ktoś, kto „wprost mówi, że nie jest Polakiem i nie utożsamia się z Polską".

Chodziło mu o lidera Ruchu Autonomii Śląska Jerzego Gorzelika. RAŚ był wówczas w koalicji z PO w sejmiku śląskim, tak więc uderzenie pośrednio było skierowane w PO. Politycy tej partii zareagowali ostro – złożyli zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przez Kaczyńskiego przestępstwa publicznego znieważenia grupy etnicznej lub narodowościowej.

Z kolei w 2009 r. przed eurowyborami PiS przypomniało, że w Europejskiej Partii Ludowej, do której należy PO, jest też Erika Steinbach, antypolska szefowa niemieckiego Związku Wypędzonych. Na wyborcach nie zrobiło to żadnego wrażenia.

Również w tegorocznej kampanii, jeszcze przed rewelacjami Piskorskiego, pojawił się wątek niemiecki. Gdy media informowały o możliwym przerzuceniu sił NATO do Polski, Kaczyński oświadczył, że nie życzy sobie w Polsce żołnierzy niemieckich.

– Musi minąć co najmniej siedem pokoleń, zanim to będzie dopuszczalne – oznajmił prezes PiS. Tym razem afery nie było, bo premier oświadczył po prostu, że nie ma planów stacjonowania w Polsce większej liczby żołnierzy niemieckich.

Wątki antyniemieckie nie są polską specyfiką. Pojawiają się też w kampaniach w innych krajach.

W Czechach podczas wyborów prezydenckich w 2013 r. jeden z kandydatów został oskarżony o to, że chce unieważnienia dekretów Benesza, na mocy których 3 mln Niemców sudeckich zostało wysiedlonych po wojnie z Czech, a także o to, że jego zięć Austriak był aktywnym nazistą. Wybory prezydenckie wygrał, w dużej mierze dzięki tej aferze, jego konkurent.

– Wątki antyniemieckie prawdopodobnie nasilą się u nas po 2020 r., gdy skończą się dla nas pieniądze unijne i okaże się, że bogaty Zachód pomagał nam finansować konsumpcję, ale nie rozwój – mówi Chwedoruk. – Dostrzegli to już Grecy, którzy obsadzili Angelę Merkel w roli Hitlera. U nas nie będzie to miało tak drastycznego oblicza, ale sądzę, że rola Niemiec w Europie pojawi się jeszcze w niejednej kampanii.

Kongres Liberalno-Demokratyczny, czyli pierwsza partia Donalda Tuska, był finansowany z pieniędzy niemieckiej CDU. Pieniądze dostarczano w reklamówkach, a politycy KLD wymieniali marki w kantorach.

Takie rewelacje pojawiły się w książce Pawła Piskorskiego „Między nami liberałami", której najsmaczniejsze fragmenty opublikował tygodnik „Wprost". Opozycja jest zachwycona. Już żąda wyjaśnień, czy to prawda i co politycy KLD obiecali politykom CDU w zamian za marki niemieckie.

Pozostało 93% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo