Herezji, która w pewnym momencie – tak jak przed wiekami arianizm – opanowała znaczącą część katolickiego świata, zdobywając sympatię intelektualistów, polityków i dziennikarzy. Stała się ona dla nich dowodem na to, że Kościół otwiera się na świat i – w duchu prawdziwego „dialogu" – przyjmuje prawdy marksizmu, w zgodzie z nimi kształtując swoją duchowość i duszpasterstwo.
Św. Jan Paweł II w teologii wyzwolenia, bo o niej mowa, dostrzegł jednak nie tyle wielki ruch społeczny czy „opcję preferencyjną na rzecz ubogich" (do której papieże zawsze zresztą nawoływali), ile niebezpieczną ideologię sprowadzającą Objawienie do wymiaru politycznego, podporządkowującą Kościół myśli marksistowskiej czy wreszcie redukującą rolę Jezusa Chrystusa do poziomu rewolucjonisty, a nie Syna Bożego. To te elementy właśnie, a nie – jak chcieliby lewicowi komentatorzy – sympatia dla neoliberalizmu i antykomunistyczny resentyment skłoniły Ojca Świętego do wydania teologii wyzwolenia ostrej walki. Walki, która – na szczęście dla Kościoła i dla Ameryki Łacińskiej – zakończyła się zwycięstwem Rzymu.
Cały tekst w najnowszym Plusie Minusie
Tu od piątkowego poranka można kupić elektroniczne wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem
Można też zaprenumerować weekendowe wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem